18:17 / 22.05.2002 link komentarz (7) | spedzilem wczoraj zupelnie mily wieczor.
tak mily ze az zaspalem dzis do pracy z tej radosci.
ale dziarsko zadzwonilem do mojej szefowej o dziewiatej rano i poinformowalem ze pracuje w synagodze (tak jak prosila,0) wiec bede w pracy troche pozniej.
tak??? ja tez, spotkajmy sie za piec minut przy wyjsciu... - odpowiedziala.
mialem piec minut zeby wylezc z lozka, doprowadzic sie do wygladu, wsiasc w taksowke (najpierw ja zamowic,0), dojechac, stanac pod synagoga i udawac wcale nie zmeczonego zapracowanego chloptasia...
teoretycznie rzecz niemozliwa ale mialem na uwadze ze piec minut szefa to minimum pietnascie oraz ze pamiec choc dobra to krotka i jak mnie tam nie spotka to zapomni ze mialem tam czekac.
nic to.
zerwalem sie i pomknalem niczym ogier do swej klaczy...
(hehe... gdyby to przeczytala moja szefowa to nie bylaby zachwycona porownaniem...,0)
znam ja dosc dobrze.
bylem po kwadransie a jej jeszcze nie bylo. spalilem papieroska z panem tadziem - naszym kierowca - i wreszcie ukazala sie...
zapomnialem tylko wymyslec co ja moge robic o dziewiatej rano w synagodze. a ona zapytala....
halo prosze pani ktoras byla ze mna na piwku wczoraj!!!
byc moze czytasz to co jest teraz pisane tak wiec apeluje:
w przyplywie dobrego humoru, porazony blaskiem twojej osoby zapomnialem poprsic o twoj numer telefonu...
jezeli bylabys tak laskawa pchnij go na gg to latwiej bedzie powtorzyc ów wybryk.
kes.
ps. no i dzieki za wiedze ktorami przekazalas (jest tlusciutki napis,0). |