02:08 / 14.06.2002 link komentarz (1) | Jestem zmęczony. Zmęczenie ciała. Czuję dosłownie każdy mięsień. Natomiast główka pracuje na podwyższonych obrotach i rozpiera mnie energia. Normalny stan po dobrym, męczącym treningu, gdy dosłownie wypełzam z sali ociekając potem. Po 10 minutach, może nawet szybciej siły wracają – nie: to poczucie niezwykłej, nadludzkiej wręcz siły i mocy. Mam wtedy wrażenie, że mógłbym przenosić góry. Niestety mieszkam na równinie i góry to deficytowy towar :,0) Jest to jedna z podstawowych przyczyn motywujących mnie do wysiłku: Totalne odstresowanie, odcięcie od zmartwień, ambicji, marzeń, obowiązków. Świat kurczy się do rozmiarów sali treningowej. Liczy się tylko doskonalenie techniki, chęć nauki, wysiłek i pot przesiąkający gi, zalewający oczy.
Dzisiejszy trening był ... hmm ... pełen grozy. A właściwie końcówka, kiedy rozpętała się burza. Odgłos bliskich grzmotów i wściekłych strug deszczu wdzierał się przez otwarte okna. Przy zapalonych światłach nie było w tym nic strasznego. Żadnego atawistycznego lęku. Jednak po ceremonii pożegnania pozostaliśmy w japońskim siadzie, sensei zgasił światło... Jedynym światłem były stroboskopowe uderzenia piorunów, jedynym dźwiękiem – grzmoty... a potem przy ostatnim ciosie, w klęku na jednym kolanie, z naszych gardeł wyrwał się krzyk, kime. Efekt nieziemski. Zawsze jestem pod wrażeniem tego ćwiczenia. Dzisiaj podziałało na mnie ze zdwojoną mocą – ze względu na burzę, pierwszą w tym roku burzę z prawdziwego zdarzenia – gwałtowną i efektowną.
Ten tydzień upływa mi pod znakiem treningów – jutro mam egzamin na kolejny stopień, więc chcę ostatecznie wyszlifować te techniki, które sprawiają mi jeszcze jakąś trudność. Nie traktuję egzaminu jako jakiejś wyroczni. Stopień o niczym nie świadczy; jest jedynie potwierdzeniem pewnych umiejętności. Jestem pozytywnie nastawiony. Będzie dobrze.
|