|Czytam (nie)regularnie:| Sinfest | There's definitely no logic to human behavior... Sequential Art | Barely sequential, yet, art Krwck | Krwck's reality, bla bla bla bla STP | All 4 Peeping Tom | as he peeps Army of anyone | and nobody |
|||||||||||||||||||||||||||
2002.06.18 13:35:42
Kiedyś once upon a time bylem w stanie usiasc i cos napisac... 2 lata przerwy i stalowka zdarzyla zardzewiec a ramie zasniedziec... jednakze po tym czaaasie udalo mi sie napoczac jeden epilog do rzeczy uprzednio przeze mnie napisanej... if u want have a look [rzecz w trakcie pisania, wiec pozostawilem swoj koments;>]: " *Otworzyłem drzwi. Przeciągłe skrzypienie. Zapach zastoju, kurzu i opuszczenia zaatakował me nozdrza. Pajęczyna okalała połowę framugi, za nią widniała kolejna. Dalej - kilka stołów zastawionych krzesłami. A za nimi – moja świątynia. Bar. Minęło trochę czasu. Opuściłem to miejsce w dużym pośpiechu. Być może i przy braku zastanowienia. Nie... Jednakże postanowiłem wrócić. Kilka kroków i… Stanąwszy za barem poczułem się niepewnie. Nieśmiało przeciągnąłem ręką po blacie - z chwilą dotyku powróciły wspomnienia. Ludzie. Obrazy. Dźwięki. Wszystko to nagle zaatakowało mą jaźń. Na chwilę uniosłem rękę i … znów widziałem tylko szarą, pustą zakurzoną salę. Znów jeden dotyk i … wszystko ożyło. Zacząłem zdejmować krzesła ze stołów. Każde z nich, przypominało mi osoby, które zazwyczaj na nich zasiadały. Ot takie sentymenty, i ta łezka w oku... Niespiesznie zdejmowałem te siedziska, z wolna zbliżając się do okien. Były szare. Nie były już tymi ekranami ukazującymi nieustanny dramatyczny spektakl aury. Ta też się zmieniła. Słońce bezdyskusyjnie zapanowało nad nieboskłonem co zapewne nastało po mym wyjeździe. Za oknami zrobiło się pięknie... Krzątałem się bez celu po sali, pomiędzy stołami, jak niegdyś. Oddychałem wspomnieniami. Fortepian pod zasłoną kurzu milczał. Nie było magika, który znów by go ożywił. „To tylko infekcja, to nie stan” – ta myśl zabrzmiała niczym życzenie. Pobożne. Boga w każdym razie już tu nie było… Pozostały cienie, ale one były raczej echami wspomnień, przeszłości. Cienie osób, które na stałe wpisały się w historię tego miejsca, a także moją. Teraz nikt tu nie zaglądał. Poza ciszą i osamotnieniem. Czyżby? Ciężko z poczatku było mi się tu odnaleźć. Stojąc za ladą byłem nieswój. Mogłem ogarnąć przestrzeń wzrokiem i oddać się retrospekcji, lub też przywrócić jako taki wygląd temu miejscu. Wkrótce szmatka zatrzepotała w mych rękach… [krótki film o sprzataniu :,0):,0):,0)] Włączyłem radio. Chciałem ożywić sobie to sprzątanie. Muzyka bez duszy wypełniła eter. Prowadzący bez polotu. Beznadziejność… to słowo samo cisnęło się na usta. A może wcale nie? Nadzieję ponoć trzeba za wszelką cenę szukać i podtrzymywać. Być może tyczy się to też muzyki. Bezsens…. Nie chcę nawet o tym myśleć… A może się boję? Może to strach przed wymówieniem imienia najgorszego. Przerwa. Pierwsze chmury pojawiły się za oknem. A jednak, choć próżno oczekiwać deszczu. Cisza. Dym z papierosa. Zapach kawy, której jeszcze nie zaparzyłem. Wiatr rozbijający się o szybę. Proste pytanie. Czemu tu przyszedłem? Brak odpowiedzi. Jedynie kolejny akapit, a może kolejny rozdział, lub kolejna strona… [koniec krótkiego filmu o sprzątaniu…] **Zapaliłem świeczkę, wkrótce uległem hipnozie płomienia. Nie zauważyłem nawet nadejścia zmroku; nadszedł cicho. Patrzyłem i patrzyłem, na radosny taniec jej płomienia. Czy urzekło mnie jej bijące ciepło? Zapewne, w jakiś sposób poczułem się mniej samotny. Tak naprawdę cieszę się jak dziecko, iż po raz pierwszy nie trzymam jej w ręku, w oczekiwaniu aż spali mi połowę ramienia. Po raz pierwszy nie muszę się obudzić, od dawna mam oczy szeroko otwarte. Na pewno? Tylko dlaczego nikogo i nic nie widzę?... A może jednak... Posprzątałem całą salę. Błąd. Kurz i pajęczyny były mi jakimiś kompanami. Świeca dogasa; czas wnieść trochę sztuczności, czas ażeby elektryczność i żarówki wkroczyły do akcji… Znak zapytania w chwili podejścia do włącznika - krótkie zabuczenie sprzeciwu - strzał negacji – oto instalacja odmówiła w perfidny sposób współpracy. I znów zostałem sam. Pogrążony w ciemności… Ile czasu już tu jestem? Jedną świeczkę, trzy papierosy, jedną kawę. Kilka drętwych myśli, na szczęście żadnych wyrzutów. [już czas już czas, myć żeby i iść spać…] " __________________________________________________________ |
|||||||||||||||||||||||||||
| Z tego miesiąca | Wszystkie wpisy | |
|||||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||||