17:01 / 21.06.2002 link komentarz (2) | Dziś do pracy wziąłem swój sennik. Korzystając z przerwy na obiad przeglądam go sobie z nieukrywanym rozbawieniem. Najzabawniejsze są tytuły jakie nadawałem snom: „Afrykański wódz”, „Terakociarz”, „Złoty Klucz”, „Dwa tygrysy”, „Nożownik”, „Paskudnicy Diomarksa” (ciut diskordiański,0), „Lwica”, „Skóra niedźwiedzia” (w wielu snach głównymi bohaterami, poza mną, są zwierzęta,0) , „Nóż na jajach” (na samo wspomnienie przeszedł mnie dreszcz, skupiając się we wspomnianych rejonach ciała...,0). Są też sny kilkuczęściowe, a każda ma swoją osobną nazwę: „1 – Rozpadające się meteory”, „2 – Srebrne Mrówki i Chrabąszcz Blasku”, „3 – Braciszek, Robak i Bijatyka” (brrr, horror!,0). Są też bardziej zwyczajne – „Basen”, „Sklep”. Ledwie kilka zostawiłem bez tytułu.
Nie wszystko szło pięknie i gładko. Znalazłem całą stronę wyglądającą tak:
„20/21 sierpnia 2000 r. ND/PN – śpię w mieszkaniu znajomych – 2 sny – lenistwo ;,0)”
„21/22 sierpnia 2000 r. PN/WT – śpię -//- – Nie pamiętam. Budzi mnie policja!!!”
„22/23 sierpnia 2000 r. WT/ŚR – 6.30 „Matylda” – [dopisek z później: ] nie pamiętam”
„23/24/25/26/27 sierpnia 2000 r. – nie mam snów // nie pamiętam”
Jeden z milszych i sympatyczniejszych to „Świetlista komnata”. Spisany między 1.30 a 1.50 w czerwcu, 2 lata temu.
„Jestem młodym i pięknym wampirem. Jednak mam problemy z samoakceptacją i z akceptacją przez innych członków wampirzej społeczności. Stronię od nich. Ukrywam się. Jedna z nielicznych wampirzych znajomych (chyba M.,0) doradziła mi, żebym się spotkał z pewną panią psycholog, w mieszkaniu jakiegoś innego wampira (nie pamiętam kto to, ale znam go z reala,0). Idę tam. Wchodzę do dębu, który z początku jest mroczny. I dziwię się, że ta psycholog już tam jest i czeka na mnie. Moim zamiarem było zaczaić się i wyssać ją. No ale teraz już za późno. Rozmawiamy w komnacie wyłożonej srebrem i lustrami. Jest bardzo jasno, świetliście. Nastrój tworzą świece i nasza rozmowa. Pani psycholog to kobieta w wieku ok. 60 lat. Siwe włosy, szczupła, bardzo energiczna, sympatyczna, miła. O cudownym uśmiechu. Jakże ona wspaniale komponuje się ze świetlistością wnętrza! Rozmawiamy. Na zakończenie stwierdza, że jestem idealny, piękny. Ale doradza, żebym się udał do kosmetyczki, gdyż moje piękno trzeba wydobyć na wierzch. Jakby było niedostrzegalne. Szczególnie nie pasują jej moje usta i oczy. Delikatny makijaż powinien wydobyć skarb mojej mimiki i spojrzeń. Spojrzeń, których bogactwo i różnorodność jest tak bardzo niesamowita i niespotykana. Mam ich tysiące. Czuję się dobrze.”
Nawet teraz, jak to czytam, to nie mogę przestać się uśmiechać. Pamiętam, że po przebudzeniu i jak to spisywałem to płakałem ze śmiechu. Kosmetyczka i drobny makijaż... Co też człowiekowi może się przyśnić! To są zupełnie inne wymiary egzystencji.
|