04:58 / 23.06.2002 link komentarz (0) | z dalszych nocnych lektur...
miałam kiedyś "przyjaciółkę"...(nie cierpię tego określenia,bo mi się niedobrze kojarzy --z kumoterstwem jakim...,0)
że się tak wyrażę---nasza "przyjażń"wygasła...tzn.wygasała sobie dłuższy czas---ja tylko pewnego dnia powiedziałam:dość!to jest już koniec...nie da się ciągnąć za daleko wozu bez kół,zarywającego się pod zbyt wielkimi
balastami(który właściwie ma się ochotę już tylko porzucić gdzieś w ciemnym kącie i się dłużej nie użerać--pomimo pamięci,że kiedyś dobrze nam służył i był naszym ulubionym...,0)!
tak więc-porzuciłam go w momencie absolutnego opadu krzywej i wewnętrznego przekonania o bezowocności dalszego ciągnienia...
moja "przyjaciółka"-na odmianę---wydała się niewymownie zdziwiona i zdruzgotana moją postawą...cóż---niektórzy ludzie wykazują ściślejsze przywiązanie do starych rupieci niż ja...i wolą ciągać za sobą kadłubek niż zatroszczyć się o sprzęt lepszej jakości(z lenistwa?z obaw?z bezwolności?...?...,0)
w każdym razie-jako,że ucinam toksyczne związki dość radykalnie--zostałam oskarżona o znieczulicę,bezduszność,chory egoizm itp.wróżono mi także,iż z podobną postawą --zostanę na świecie sama jak amputowany kciuk;i takie tam jeszcze inne...
dziś w szpargałach znalazłam list od tejże osoby i co przeczytałam?(--no-oprócz oczywiście wszelkich zaklinań bym jeszcze raz pomyślała i nie grzebała starych dobrych wspomnień...,0)
otóż zdanie:"i wierzę,że z każdej dobrej drogi można zbłądzić,a z każdej złej drogi można zawrócić."
i zgadzam się z tym...
wybrałam dobrze i jakoś kwitnie u mnie odtąd interpersonalne porozumienie---wszelkiej maści...
a ona zachlewa się i zagnębia innych--naiwnychod których jest uzależniona i których na siłę stara się do siebie przytwierdzić!... |