17:30 / 10.07.2002 link komentarz (1) | Zaproszono mnie do wykwintnej restauracji na kolacje.
Swiece byly, kelnerzy biegali, wino pilam, jadlam cos czego nazwy nie potrafilam zapamietac, kiecke mialam elegancka i buty na obcasach, dyskutowalam o polityce kulturalnej, usmiechalam sie uprzejmie i nie przerywalam, podziwialam otrzymane kwiaty, bylam zrownowazona i pewna siebie, ach... dama bylam.
I tak sie tym zmeczylam i zestresowalam, ze poszlam nastepnego dnia do parku. Zalozylam stare dzinsy i vansy. Wyzlopalismy z kumplem piwo, poklocilismy sie, pogadalismy o seksie, pokopalismy pozyczona pilke, a na koniec rzucalismy w siebie swiezo scieta trawa i napchalam mu jej za koszulke. To byl piekny dzien...
|