13:18 / 19.07.2002 link komentarz (0) | Wracam sobie przez ulubiony skwerek do domu. Zazwyczaj jest tam mnostwo ludzi, psow i takichtam. Ale tego dnia padalo i skwer byl pusty.
Ide i widze, ze na srodku alejki stoi facet i patrzy na mnie. Dochodze do niego i robie krok w bok, zeby go ominac. On tez - i dalej blokuje mi przejscie. Ja w druga strone, on tez. I jeszcze raz.
Jakos bym go w koncu minela, ale gostek przy tym mial kretynsko zadowolona mine, wypisz - wymaluj jak Maklowicz, kiedy zdola cos ugotowac w plenerze i zbyt duzo pajakow mu sie w garnku nie potopi w miedzyczasie. Jego mina mowila "patrz jaki jestem potezny, ja macho, a ty taka bezradna i co teraz zrobisz dziewczynko?".
Nie wytrzymalam, krew mi zalala oczy, cisnienie uderzylo.
Nastepnymi rzeczami, ktore pamietam to lekki bol kolana i gostek zgiety w pol. Poszlam dalej.
Dopiero w domu do mnie dotarlo, ze mam wiecej szczescia niz rozumu. Gdyby to nie byl poczatkujacy zboczek, gdyby mial za krzakami kolegow, gdyby uznal, ze kopiaca panienka w mini i na obcasach to ujma na honorze mezczyzny...
Smieszne, od kiedy doroslam nigdy nie stosowalam przemocy. A teraz puscily wszelkie hamulce, tylko dlatego, ze gosc mial na ryju kretynsko pewny siebie wyraz.
Staje sie Lara Croft czy co?
Mam nadzieje, ze nic mu nie zrobilam.
|