01:30 / 23.07.2002 link komentarz (0) | Yalla Yalla kadima – naprzód- słyszę okrzyk Cviki. Jemy jutro. Cvika! – jemy później - poprawia go Jarek kończąc jakiś wafelek. Upał nieziemski a ciągle wspinamy się coraz wyżej. Filmuję tę wspinaczkę zalewaną potem M 9 panasonic'a która robi się coraz cięższa. Przy okazji muszę go opchnąć i kupić sobie jakąś porządną ósemkę, chociaż nie mam do nich zbytniego przekonania. Trzeba mieć bardzo stabilną rękę przy zbliżeniach.
Wchodzimy już na szeroki pustynny płaskowyż i cała zieleń została w dole przy strumieniu. Tutaj tylko czasem wyrasta wśród kamieni jakaś rachityczna jabłoń sodomska, lub opuncja najeżona kolcami. Odwracamy się w stronę morza aby podziwiać przez chwilę wspaniałą panoramę na całe morze Martwe. Właściwie to Izraelczycy nazywają je „Jam ha Melah” czyli morze słone. Mglisty opar nadal wisi nad nieruchomą taflą. Zasolenie wynosi 30% podczas gdy innych mórz ok. 4% . Nie pijcie tej wody – mówi Braha bo zawiera 20 razy więcej bromu niż zwykła morska woda i wasza męskość może ucierpieć-śmieje się. W dali wspaniale oświetlone piętrzą się góry Moabu. Idziemy dalej aż dochodzimy do skupiska głazów ułożonych w okrąg. To ruiny świątyni halkolitycznej, tyle zostało z starożytnego miejsca kultu. Zastanawiam się nad przemijaniem w czasie wartości niesionych kiedyś jako oczywiste – co pomyśleli by kapłani z tej świątyni spoglądając na te ruiny i nowoczesne budowle w dole nad morzem. Patrząc na ten kamienny krąg bazaltowych głazów w otoczeniu skał, które niewiele się zmieniły od czasu gdy płonęły tu święte ognie, można by zaryzykować pytanie. Czy t o s ą r u i n y czy f u n d a m e n t y ?.
Jakiś ruch na skalnej półce przyciągnął mój wzrok. Jarek wołam - patrz!!! i pstrykaj zdjęcia – przesuwam się troszkę w lewo usiłując delikatnie skierować kamerę na stado pięknych kozic które z niepokojem patrzą w naszym kierunku. To rzadki obrazek ale przed nami na trasie nie było jeszcze nikogo. Zwierzęta nieruchomieją na kilka sekund a w następnych już płynnie i bez wysiłku zbiegają ze stromego zbocza kryjąc się w jakimś wąwozie. Cvika macha ręką z oddali przywołując nas gwałtownie. Idziemy szybkim krokiem aby zwalić się na ziemię w otoczonej drzewami akacji i chlebowca małej sadzawce. To źródło Eń Gedi tutaj przeczekamy południowy upał. Rozkładamy karimaty pod drzewami i zagłębiamy się w swoje myśli. Jesteś tu już ponad rok –mówię do Jarka nie czujesz się samotnie? No wiesz mam trochę znajomych a tutejsze dziewczyny są bardzo miłe zwłaszcza żołnierki na przepustce. Widzisz tu na jednego faceta przypadają trzy kobiety więc nie jest tak trudno o krótką znajomość, ale nie ma co liczyć na coś poważniejszego bo zaraz rodzice się wtrącają że chodzi z goim czyli innowiercem. To duża przeszkoda i bardzo trudna do pokonania. Musiałbyś przejść na judaizm a to nie takie proste. Zresztą mieszkać tu całe życie to nie dla nas. Inna kultura, obyczaje no i nieustająca wojna. Jeszcze sam się przekonasz. Ale jak chcesz to poznam cię z fajną panienką tylko będziesz musiał gadać po angielsku bo twój hebrajski jeszcze jest zerowy. Pójdziemy na imprezę na plażę i będzie fajnie. Pamiętasz Jurka? Nic ciekawego a nie narzeka na brak towarzystwa. Jesteśmy tutaj pewną ciekawostką dla nich Polska to dla nich koniec świata,mówie ci - zero pojęcia o geografii.
Wiesz tutaj podobno są nawet lamparty ale dawno nikt żadnego nie widział. Chcesz spróbować tych strąków z chlebowca – dobre i słodkie tylko wypluj pestki a jak zejdziemy na dół to rozpalimy mangal i upieczemy kebaby. wtedy nawet nie przypuszczałem że ta nauka tego wszystkiego zabierze mi tyle czasu, moim planem były tylko trzy miesiace - zarobić trochę grosza, zwiedzić,nakręcić trochę filmu i do domu jakże się pomyliłem...CDN
|