17:03 / 23.07.2002 link komentarz (1) | W moim stanie psychofizycznym nie powinienem oglądać horrorów. Wczoraj trafiłem jednak na zupełną perełkę – „Stracone dusze” (Lost Souls,0) w reżyserii Janusza Kamińskiego. Olśniewający debiut reżyserski dwukrotnego zdobywcy Oskara. Mrok wylewał się z ekranu za sprawą genialnych zdjęć Mauro Fiorego i klimatycznej muzyki Jana A.P. Kaczmarka. Gra aktorów bez zarzutów.
Jestem coraz bardziej zdegustowany tzw. polską muzyką popularną. W tle mruga jakiś polskojęzyczny kanał muzyczny i co chwila słyszę polskie podróbki kolejnych zachodnich pop gwiazdek. Nędza. Nawet nie dlatego, że specjalnie nie przepadam za muzyką pop i disco, czasami świetnie się przy tym bawię, a niektóre kawałki są po prostu dobre, nie mówiąc o teledyskach. Nie zwracam uwagi na etykietki, ale bodajże Blue Cafe udające Anastasie jest po prostu złe – przede wszystkim wokalnie i tekstowo. Każdy język ma swoją własną specyficzną melodykę i to co po angielsku zdaje się być znośne, po polsku będzie idiotyczne i nie spójne – z melodią chociażby. Poza tym pani z Blue Cafe powinna wziąć co najmniej kilka lekcji śpiewu, choć szczerze wątpię by w czymkolwiek pomogły.
Wracając do filmu... Temat „Straconych...” dość ograny i przerabiany przez maszynkę Hollywood niezliczoną ilość razy – zbliżające się nadejście Antychrysta (XES,0). Oczywiście banda nawiedzonych (czasami dosłownie,0) egzorcystów próbuje mu w tym przeszkodzić. Z utęsknieniem (sic!,0) czekałem na amerykański happy-end. Koniec nastąpił, ale niekoniecznie był taki Happy. W mojej opinii film dorównuje Omenowi czy Egzorcyście. Być może dlatego, że oglądałem go w nocy, przy wichurze szalejącej za oknem, a równo o północy (!,0) Coś zaczęło dziko dobijać się do mojego okna... Na zasunięte zasłony padało światło z pobliskiej latarni. Cień stojącego na tylnych łapach i drapiącego w szyby Kota wywołał niesamowite wrażenie... Długo nie mogłem zasnąć wsłuchany w odgłosy nocy... :,0)
|