szaraw // odwiedzony 23789 razy // [|_log.chyna nlog7 v02 beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (49 sztuk)
20:19 / 23.07.2002
link
komentarz (0)
Niebo na wschodzie rozjaśniało się powoli promieniami wschodzącego słońca. Dziesięciu Wybranych w Losowaniu spojrzało w dół, na płonące ognie rzymskich legionów.
Piętnaście tysięcy legionistów obozowało już od dłuższego czasu w ośmiu obozach dookoła twierdzy. Od zachodu dobiegały zelotów odgłosy sypanych na rampę oblężnicza kamieni. Ich czas dobiegał końca. Zdobycie warowni przez Flawiusza było tylko kwestia czasu.
Najstarszy z Wybranych skinął głowa. Dobyli sztyletów i chodząc od domu do domu zanurzali je w sercach śpiących Obrońców. Zanim pierwszy promień słońca błysnął ponad górami moabu krew 957 obrońców twierdzy przesączała się przez kamienne posadzki wnikając w spragnioną wody ziemię. Dziewięciu z Wybranych pochyliło się w stronę słońca i opadło na własne miecze. Najstarszy rozlał oliwę z lamp i kadzi po czym rzucił pochodnię. Rzymski legionista patrzył na maleńką figurkę która oderwała się od narożnika wieży i poszybowała w dół aby znieruchomieć u stóp góry.
Tak upadła Masada.

W tej ciszy poranka otoczeni piaskami pustyni spoglądaliśmy na resztki domów, fragmenty ulic, resztki pałacu Heroda, ściany pokryte freskami, skorupy naczyń. Kiedyś po tych ulicach spacerowały kobiety z dziećmi, w domach przygotowywano posiłki – teraz wszystko pokrył pył. Pstrykam kolejne zdjęcia, kamera mruczy nawijając taśmę. Jak wiele trzeba było wysiłku aby w tak niedostępnym miejscu zbudować miasto.
Słońce wypełnia obiektyw rozżarzoną kulą ognia. Stado kozic pasące się na głównym placu twierdzy umyka szukając cienia. Zaczynają docierać grupki turystów którzy również wybrali się wężową ścieżką na szczyt. Na najwyższej wierzy zwisa z masztu flaga izraelska. Tutaj zgodnie z tradycją niektórych jednostek wojskowych odbywają się przysięgi iż „Masada ponownie nie upadnie”
Spadajmy stad - mówię do Jarka, zanim zagotuje mi się krew. On ma chyba też już dosyć, ta „kupa kamieni” nie bardzo go chyba interesuje. Poza tym trzeba jeszcze dojechać do Tel Aviv’u i trochę odpocząć po wycieczce. Schodzimy w pełnym słońcu, ślizgając się po kamieniach, aż docieramy do samochodu. Nagroda Nobla dla producenta Coca Coli!!!. Pakujemy się do auta a Cvika włącza mazgan czyt. klimę na full. Przyciemnione szyby filtrują słońce i za chwilę dochodzimy do normalnej ludzkiej temperatury.Idziemy do wody. Obkładamy się z Jarkiem błotem wygrzebanym z jamy nad brzegiem i robimy sobie zdjęcia, po czym zanurzamy nasze odwłoki w śliską wodę morza martwego. Delikatniymi ruchami rąk utrzymujemy stabilność naczych ciał a woda unosi nas bez problemów. Ta śliskość wody spowodowana jest dużą zawartością chlorku wapnia, w smaku przeraźliwie gorzka od chlorku magnezu. Jednak metabolizm człowieka jest przyspieszony przez 10% dodatkową zawartość tlenu. Opar unoszacy się nad jeziorem zawiera dużą ilość bromu z wody co działa kojaco na organizm.
Wyskakujemy pod prysznice i zmywamy wszystkie „dobrodziejstwa” z ciała, już w połowie drogi do namiotu na skórze nie ma śladu wilgoci. Nic dziwnego skoro opady deszczu w ciagu roku wynoszą ok. 5 cm³. 300 bezchmurnych słonecznych dni w roku. Nieźle co? No właśnie a’ propos metabolizmu, co tam Braha zajada? Idziemy!!!! CDN...