21:30 / 25.07.2002 link komentarz (2) | Od piętnastu minut siedziałem na ławce przy fontannie i zastanawiałem się czy przyjdzie. Dookoła ludzie przelewali się śpiesząc za swoimi sprawami. Czasem zatrzymywali się by pstryknąć zdjęcie. O tej porze było to jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc w Tel Avivie. Ze szczytu kaskady pulsującej w rytm muzyki strzelał od czasu do czasu ogień mieszając się z wodą. Paliłem już kolejnego papierosa, rozglądając się za najbliższym pub’em gdzie mógłbym zwilżyć gardło, kiedy Ją zobaczyłem.
Nie była jakimś zjawiskiem, ale w Jej oczach chętnie bym się utopił. Kilka razy w kościele gdy już po mszy szliśmy na górę wypić kawę, zjeść jakieś ciastko i odebrać listy chciałem podejść, coś powiedzieć, ale nigdy nie była sama, zawsze miała koło siebie jakieś towarzystwo. Pierwszy raz spojrzałem jej w oczy w Budapeszcie gdy czekaliśmy na lot do Izraela. Też nie była sama. Zielononiebieskie tęczówki były wielkie jak całe jezioro Kinneret. Wpadłem w nie bardzo głęboko. Nie umiałem jednak jeszcze dobrze pływać.
Wyszedłem w lepkie powietrze Jaffo i oparłem się o ogrodzenie zastanawiając się jak głupio wypadłem podchodząc i pytając czy nie moglibyśmy porozmawiać gdzieś przy kawie. Zanim skończyłem wiedziałem że było po wszystkim, - nie, niestety,- tak miło mi, ale jestem bardzo zajęta, a mieszkam dosyć daleko ....
Dumałem tak nad swoja głupotą oparty o stalowe pręty, gdy usłyszałem głos który mówił ze moglibyśmy pospacerować tutaj w starym Jaffo a później odprowadziłbym ją do autobusu.
Poszliśmy do portu, potem do Tel Aviv’u, a potem jeszcze z dziesięć kilometrów do Giva’taim. A potem chodziliśmy jeszcze nie raz. Poznałem jej historię i żydówkę u której mieszkała pracujac jako housekeeper, - jak ładnie brzmi. Ona tak bardzo się o nią martwiła, że nie chciała by wychodziła na spotkania ze mną bo to podobno nic dobrego, i pewnie miała rację. A jednak coś zbliżało nas coraz bardziej i bardziej.
Przysiadła na skraju ławki, a krótka spódniczka podjechała do góry pokazując ładnie opalone uda. Jak ciepło-powiedziała. Chodźmy nad morze.
Wziąłem Ją za rękę – tak przyzwyczailiśmy się spacerować, i poszliśmy do góry Dizengoff, mijając wypełnione ludźmi centrum handlowe, a potem ulicą King George aż do szuku, o tej porze już prawie pustego. W tej okolicy pachniało tym prawdziwym Izraelem, resztkami owoców, i wiatrem od morza. Tu zaczynał się stary Tel Aviv z jego niską zabudową i wąskimi uliczkami. Popatrz mówiła jak tu pięknie, okna sklepione łukami, kolumienki, wykusze, podcienia, to nic ze z połowy domów sypał się tynk z morskiego piasku w którym można było znaleźć jeszcze szczątki muszli tutaj czuło się ten prawdziwy Bliski Wschód. Pod pub’em Blues Brodhers przy paru stolikach siedziało już sporo ludzi. Skręciliśmy w prawo bo nie chcieliśmy ludzi. Piasek przyjemnie grzał stopy pozbawione obuwia. I co będzie spytała? Nie wiem – odparłem starając się nie patrzec w Jej Oczy, nic nie wiem teraz, chodź pobiegniemy. Woda pryskała spod stóp gdy nie zdążyliśmy uciec przed nadchodząca falą. W końcu zwolniliśmy. Widzisz- powiedziałem, jak znikają nasze ślady na piasku, a jeszcze przed chwila tam były. Pod naszymi stopami jeszcze są, a przed nami pusto. I co będzie –powtórzyłem jej pytanie, możemy zrobić nowe ślady, możemy zostać w miejscu, ale i tak woda je spłucze zanim zajdzie słońce. Liczy się tylko Teraz. Nie jesteśmy u siebie, wyjedziemy, zapomnimy. Będą inne ślady. Nie odpowiedziała. Niebo robiło się żółte przy zachodzie. Będzie chamsin, pewno parę dni.
To nie był dobry wiatr, coś się działo wtedy z człowiekiem, puszczały nerwy, a pył wciskał się wszędzie. Beduini mówili ze niszczy krew, a pył zostaje w głowie - kto wie.
Hotele zostały za nami, olbrzymy o setkach rozjarzonych oczu spoglądających na morze. Usiedliśmy na końcu kamiennego pirsu wybiegającego w morze. Daleko pulsowały światełka jakiegoś statku, a pod kamieniami szumiały fale. Położyła się na rozgrzanych kamieniach. Przytul się do mnie poprosiła. Ułożyłem się obok i patrzyliśmy w gwiazdy.
A gdy było już po wszystkim, wziąłem ja za rękę i odprowadziłem do domu.
CDN...
|