16:26 / 12.08.2002 link komentarz (2) | --------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Osobnik niezakontraktowany przyszedł później i z miną pt. „samiec wrócił do jaskini” zjadł botwinkową czekającą w kuchni, po czym zasiadł przed telewizorem dzierżąc atrybut władzy dzisiejszego mężczyzny (czytaj: pilot od telewizora,0) w dłoni. Swoim zwyczajem przerzucał kanały zatrzymując się na każdym wystarczająca chwilę, żebym zainteresowała się programem po czym zmieniając na kolejny. Po wyczerpaniu wszystkich polskojęzycznych możliwości rozejrzał się i jego wzrok zatrzymał się na dużej plamie na wykładzinie.
-Co się stało? – wyartykułował
-och nic takiego – kłamałam jak z nut – zamierzałam podlać kwiaty i zostawiłam konewkę pod drzwiami łazienki, gdy poszłam zamieszać zupę, no i później drzwi zahaczyły o wylew konewki i się przewróciła – ufff...
osobnik niezakontraktowany (nazwijmy Go w skrócie: ONK,0) zamrugał i wrócił do pieczołowitego skakania po kanałach z tą różnicą, że tym razem w odwrotnym kierunku.
* * *
A było po prostu tak, że wylała pralka. Wąż odpływowy wypadł z otworu i woda z całego prania znalazła się na podłodze. Podczas mieszania zupy zadzwonił telefon, to była mama, równocześnie z Jej słowem dzień dobry – zadzwonił dzwonek u drzwi.
- czy u pani czasem nie leje się woda? – powiedział sąsiad z silnym tutejszym akcentem.
Ten akcent to dla mnie rzecz nie do przeskoczenia. Nigdy nie będę mówiła z takim, więc nigdy nie będę „swoja”.
- u mnie woda? – mówiłam ni to do sąsiada ni do słuchawki – ależ skąd?
- niech pani sprawdzi – upierał się
Weszłam do łazienki i znalazłam się w wodzie po kostki.
Cholera, nigdy go nie ma gdy jest potrzebny – pomyślałam.
* * *
Zbieranie wody trwało dość długo. Niewielka jej część znalazła się na wykładzinie dywanowej w pokoju. Poszłam do sąsiada oszacować straty. Właśnie dzisiaj (o perfidio losu!,0) skończył malowanie.
- nie mógł pan przełożyć tego malowania na przyszłą sobotę?
- eeee w sobotę pracuję – nie poznał się na i tak kiepskim dowcipie.
Woda zmoczyła kąty sześcianu pokoju.
-panie sąsiedzie dogadamy się jakoś, poczekamy aż przeschnie i zobaczymy co będzie, bardzo przepraszam- zaczęłam tłumaczyć się dosyć mętnie, i myślałam oby jak najszybciej wyjść z tego mieszkania. Wyszłam.
Botwinkowa była bardzo smaczna.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |