01:38 / 15.08.2002 link komentarz (0) | DZIENNIK PODROZNIKA
2.08.2002 r.
Dzisiaj jest dzien pierwszy mojej wycieczki po krajach alpejskich.
Od samego poczatku wlasciwie pojawily sie komplikacje, gdyz nasz autokar, ktory mial jechac z Warszawy, doznal uszkodzen z rak policjantow, ktorzy nieumiejetnie uskuteczniali sobie rutynowa kontrole. Stad tez cale zamieszanie.
Wszystkich nas, ktorzy jechali na Europa Tour, wsadzili do autokaru z wycieczka do Chorwacji. W Katowicach mialo dojsc do przesiadki. I tu moja uwaga: mimo, iz slyszalam, ze to bardzo brzydkie miasto, stanowczo protestuje! Srodmiescie, ktorym jechalam, bardzo mi sie podobalo.
Po przesiadce wszyscy odetchnelismy.
Ale to nie byl koniec wrazen, gdyz okazalo sie, ze pojawil sie dodatkowo platny program fakultatywny w Szwajcarii, z ktorego- oczywiscie- ja i mama musimy zrezygnowac, gdyz nie bylysmy na to przygotowane finansowo. No, trudno.
Po dlugiej drodze, kilku postojach i ominieciu Pragi niewielkim lukiem dotarlismy do hotelu. O godz. 1:00 w nocy- slodko! Hotel znajduje sie w miejscowosci Klatovy, czego dowiedzialam sie z opakowania po mydle w naszej lazience. No i wlasnie- nasz hotel, dodam, ze o nazwie "Central", bardzo mi sie podoba. Jest czysciutki, sliczniutki i naprawde dawno w tak ladnym pokoiku podczas zwyklej wycieczki nie siedzialam. W pokojach sa telwizory nawet. Ho, ho.
W tle leci Andrea Boccelli i jego "Time to say goodbye". Ciekawe, czy slucha tego jakis Czech, czy ktos od nas.
Ok. Ogolnie rzecz biorac, jest tu tak ladnie, ze chcialabym sobie tu pomieszkac dluzej niz jedna noc. Ale coz.
Jutro przed nami jeden z nowozytnych stu cudow swiata- zamek Neuschwanstein w Bawarii. Fajnie! :-,0)
PS. Herbata jakos smakuje grzybami.
PS 2. Fajne mamy prysznice- takze stylowe. I biale reczniki. W ogole jest tu bielutko i drewniano. Slodziutko. Hmm... :-,0)
3.08.2002 r.
Wycieczki dzien drugi.
Rano opuscilismy hotel w Klatovach i udalismy sie do Niemiec. Naszym celem byl zamek Neuschwanstein.
Ogolnie- spodziewalam sie, ze bedzie nieco wiekszy. Ale ladny. Podobal mi sie. Chociaz zwiedzanie go nieco mnie zmeczylo.
Przeszlam sie tez po moscie Mariensbrucke, ktory jest waski i wisi nad ogromna przepascia. Ale oprocz trzeszczacych desek jest bardzo stabilny, wiec nie bylo adrenalinki.
Kupilam kilka slicznych pocztowek, z czego jestem bardzo zadowolona. W tym- jedna wielka dla Magdy, bo ona zawsze chorowala na te zamki bawarskie. :-,0)
W drodze powrotnej dopadl nas tak gesty deszcz, ze ci, ktorzy nie mieli plaszcza- w tym i my- przemokli do suchej nitki. A ja szlam boso po betonie, hehe... :-,0)
Prosto stamtad pojechalismy do otelu, ktory miesci sie gdzies wysoko w gorach w Austrii. Ale nie wiem, co to za miejscowosc, bo przewodnik nie raczyl nas uswiadomic, gdzie spimy.
Hotel jest czysty, mily i nie najgorszy, ale nie napawa mnie juz takim natchnieniem jak tamten. W Czechach bylo slicznie! A tu tez jest calkiem ladnie. Zapalilam mala, biala swieczuszke od Wojtusia. Jest pachnaca, bodajze, na waniliowo.
No, to tyle w dniu dzisiejszym. Jutro w planie jest Szwajcaria, a nocleg w hotelu... Ibis! Wow! No, to bedzie ladniusio! :-,0)
4.08.2002 r.
Dzien trzeci. Uznany przez pana przewodnika, i calkiem slusznie, za niezupelnie udany. Okazalo sie, ze wjazd na Gore Pilata oraz rejs po Jeziorze Czterech Kantonow wcale nie byl dobrym pomyslem i dobrze, ze z nich nie skorzystalysmy.
Wyruszylismy dzis bardzo wczesnie, albowiem po 6:00. Z Austrii udalismy sie do Liechtenstein, w ktorym tak naprawde to zwiedzilismy toalete. Kupilam tradycyjnie pocztowke i zaraz byl koniec czasu wolnego.
Nastepnie: Szwajcaria. No, wiadomo- piekne widoki.
PIerwszy przystanek- jakas mala wioska nad w.w. jeziorem. Pozniej 3h w Luzernie. Ostatnim miejscem, jakie odwiedzilismy byl Zurich- chociaz ciezko powiedziec, ze faktycznie widzialam to miasto.
Teraz siedze sobie w Ibisie i to pisie. :-,0),0),0),0)
Aha! Kupilam dwa rewelacyjne, krowie kubeczki w Lucernie! Boskie! Nikt takich nie bedzie mial! :-,0)
5.08.2002 r.
Dzis byl bardzo mily dzien. Pierwsze, co zwiedzilismy to Berno. Piekne miasto. Naprawde. Nastepnie sliczne, malutkie miasteczko Gruyeres oraz Moleson- z "serownia". Kupilysmy dwa kawalki. Smierdza jak stare, brudne nogi. ;-,0),0),0)
Pozniej- Montreux. Wspaniale! Coz za flora! A na koniec- Genewa- moze i ladna, ale nie ta czesc, ktora widzielismy. Strata czasu.
Obiad we Flunchu, troche przeplacony. Hotel w Chambery.
Nie mam sily wiecej pisac. Amen.
6.06.2002 r.
Dzis zwiedzanie rozpoczelismy od Chamonix. Troche czasu wolnego, podczas ktorego kupilysmy troche prezentow, a takze wjazd najduzsza kolejka linowa na swiecie na Aiguilles du Midi- 3842 m n.p.m. Ale niestety nie bylo warto, poniewaz szczyty skapane byly w chmurach.
Nastepnie wyruszlismy w droge do Annecy po drodze zahaczajac o most Pont de Cailles (chyba tak sie to pisze,0).
Pozniej czesc grupy pojechala do wawazu, a my mielismy spacerek po pieknym miescie- Annecy.
A nasz pan przewodnik jest troche niezorganizowany, ale coz. Jakos sobie dajemy rade.
Dzis znow mi sie snilo, ze calowalam sie z jakims facetem, a pozniej mialam wyrzuty sumienia. W Bieszczadach w takiej sytuacji snil mi sie Roch. Teraz taki jeden Miki (bleee....,0) z obozu. Hmm... Stresujacy sen. I juz trzeci raz cos takiego... Hmm... Coz to moze znaczyc?
7.08.2002 r.
Co dzis?
Najpierw Avignon- bardzo urocze miasto, ktorego centrum ogrodzone jest sredniowiecznym murem obronnym.
Pozniej Pont du Gard- starozytny akwedukt. Naprawde przepiekny!
A na koniec- Nimes. I w sumie nic ciekawego.
Po zwiedzaniu pan przewodnik zabral nas do Carrefoura, gdzie kupilysmy kilka rzeczy- sery, wina oraz winogrona! :-,0)
A nasz przewodnik, chociaz dobre checi ma, tak naprawde przewodnikiem jest zadnym. Nie ma kompletnie zadnych wiadomosci, jest niezorganizowany i roztrzepany. Slowem- zupelnie niekompetentny. I nie ma pojecia o zwiedzaniu. Na naprawde piekne miasta daje nam czasem zaledwie kilkanascie minut, a przy jakims moscie- moze i pieknym- mamy 2h na kapiel. Przeciez to idiotyzm! Ten, kto chce sie kapac, niech jedzie na wczasy nad morze. Ja tu jestem na wycieczce! Nastawilam sie na konkretny program, a on nie jest realizowany, bo 20-minutowego biegu po Zurichu nie moge nazwac realizacja programu!
Facet po prostu chce pozaliczac wszystko, co obiecal oraz wiecej, ale na niczym tak naprawde nie pozwala sie skupic- z braku czasu, oczywiscie..
8.08.2002 r.
Arles.
Cannes.
I nie mam sily na wiecej.
9.09.2002 r.
Chce mi sie spac. Nic juz nie napisze.
Nicea, Eze, Monaco.
Spac.
10.08.2002 r.
Mediolan, Werona.
|