maelen // odwiedzony 57896 razy // [nlog/last day/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (143 sztuk)
02:50 / 24.08.2002
link
komentarz (3)
Dzis znow czuje sie okropnie sama. Ale to nic. Zdalam sobie sprawe ze, nie mam w sobie tej zyciowej pasji, ktora nadaje zyciu sens i napedza nas do dzialania. Nie znalazlam. Poprostu. Zabraklo mi wsparcia w momentach zwatpienia wiec doszlam do wniosku ze sie nie nadaje i odpuscilam. No bo co moglabym robic? Nie wiem czemu moglabym sie poswiecic i realizowac sie w tym przez nastepna czesc mojego zycia.
Tak, w dodatku zeby znalezc usprawiedliwienie dla wlasnej biernosci, wmowilam sobie ze to wina mojej rodzinki, ktorej nigdy nie bylo przy mnie. Ktora nie wspierala i nie motywowala. No faktycznie, jakos nigdy ich nie bylo, a jesli juz sie pojawiali to tylko po to by mnie krytykowac. Przeciez mialam takie mozliwosci...nikt nie kontrolowal moich dzialan, moglam robic co chcialam i realizowac sie na tak wielu polach...tym czasem ja pozwolilam by to zycie poprostu przecieklo mi przez palce.
Najpierw uzalalam sie nad soba z powodu nieszczesliwej milosci...Po smierci ukochanego wmowilam sobie ze juz nigdy i nikt. Bo to Byl ten jedyny, idealny. Wpedzilam sie w depresje rozmyslajac nad niesprawiedliwoscia losu. I znow sama musialam z tego wyjsc.
Nie wiem co mnie powstrzymalo wtedy przed zakonczeniem tego zywota.
No ale nie wazne...fakt ze zwiazki mego zycia to kompletne niewypaly. Potem praca. Tam gdzie bylo mi dobrze i relacje z ludzmi byly naprawde wspaniale zawsze cso sie psulo i szybko sprawa sie konczyla. Z regoly firma poprostu upadala. Ostatnia praca pelnoetatowa trafila mi sie w 2000 roku, szef byl ludzki (zbyt ludzki,0), wspolpracownicy otwarci i prawie zyczliwi (oczywiscie trzeba bylo uwazac co sie przy kim mowi ale to normalne ,0). No i skonczylo sie bo firma miala dlugi i trzeba bylo pozwalniac ludzi z najkrotszym stazem.
Robilam juz tak wiele roznych rzeczy... W poszukiwaniu pracy otarlam sie o najrozniejsze branze. Z wyksztalcenia jestem mechanikiem precyzyjnym (kobieta po zawodowce-niektorzy mowia ze to widac, hmmm...ciekawe,0),pracowalam juz jako sprzedawca, akwizytor, specjalista od marketingu i reklamy, znow sprzedawca, hostessa, prezenter radiowy, pakowaczka, sprzataczka, pomoc ksiegowej, barmanka, geodeta, ankieterka, sekretarka (to sie nazywalo-pracownik biurowy,0) a teraz jestem bez pracy i juz nie wiem kim jeszcze bede.
Mowia ze przekwalifikowywanie jest dobre, ale ja nie wiem co chce tak naprawde robic. Poniewaz kazda z tych prac miala w sobie cos ciekawego. Kazda czegos mnie nauczyla. Tak, tak nawet sprzataczka mnie czegos nauczyla. I co ja mam teraz z soba zrobic? Depresja spowodowana brakiem pracy poglebia sie...przepasc miedzy mna a potencjalnym pracodawca rosnie.
Byc moze i na to znajde sposob, ale zycie jest zbyt krotkie. Co zrobie kiedy zabraknie mi go i nie zrealizuje sie naprawde? Co ze mna bedzie jesli nie odnajde tej zyciowej pasji? Jesli bede sie odbijac jak pileczka, od zawodu do zawodu, od firmy do firmy...Juz nie jestem pierwszej mlodosci. Pracodawcy maja coraz wyzsze wymagania. A mnie ciagle rzucaja klody pod nogi. Niedlugo byc moze zrobie ten papierek ktory pozwoli mi ...poszukiwac dalej (mam na mysli swiadectwo dojzalosci,0). Dlaczego teraz? Moze dopiero teraz dojzalam? ;,0) Odchowalam dziecko (prawie,0), wyzwolilam sie z trudnego zwiazku (prawie,0)- to nic ze wpakowalam sie w inny, tez trudny ;,0)
Sama zebralam sie znow do kupy i postanowilam ze bede sie rozwijac...Choc niektorzy twierdza ze i tak mi to nie pomoze bo jestem za glupia.

Do czego zmierzam? Ano do tego ze jestem na tyle plytka, iz potrzebuje do zycia kogos kto bedzie mnie popychal do przodu kiedy bede miala ochote znow sie wycofac. Ale zeby zasluzyc na kogos, kto zechce ze mna byc cale zycie trzeba miec osobowosc. Skoro jestem plytka i powierzchowna, nie mam szans na otrzymanie tego daru. W zwiazku z tym rozmieniam sie na drobne i wmawiam sobie ze facet ktory mnie zechcial jest tym moim wymarzonym. Ze kocham kogos kto chce tylko fizycznej strony mojej osoby (w dodatku najchetniej przykryl by mi glowe kocem w trakcie,0). Spotkalam juz przeroznych mezczyzn...
Nie, nie...Nie Marek. O Marku nic nie wiem choc jestem z nim (a raczej jestem przy nim, bo jego wklad w ten zwiazek obecnie jest rowny 2 w skali 1-10,0)okolo poltorej roku. Nic o nim nie wiem i staram sie jak glupia czegos o nim dowiedziec. Strasznie juz mi odbilo poniewaz nawet wstaje bladym switem zeby mu sniadanka robic. A czasem wstaje o naprawde nieprzyzwoitej porze (3:30,0). Nawet wlasnemu mezowi nie robilam sniadan przed praca! I po co to wszystko? Najgorsze jest to ze...sprawia mi to przyjemnosc.
Niestety poza nim nie mam juz prawie zadnego zycia towarzyskiego. I tu prawdziwym blogoslawienstwem stal sie net. Gdyby nie siec zdziczala bym w tym domu.
Ale net nie zalatwi wszystkich spraw...
Potrzebuje pracy.
Potrzebuje odpowiedzi.
Potrzebuje odwagi zeby zmienic to monotonne uciekajace przez palce zycie.
Potrzebuje sily i...nowej siebie.

Od czego zaczac? tak, wiem...