insomia // odwiedzony 1511 razy // [czuje|sie|wymiety nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (11 sztuk)
15:10 / 06.07.2006
link
komentarz (1)
Czas sie pozegnac z marzeniami. Czas odkryc karty przed samym soba i ukryc przed swiatem. Czas najwyzszy pogodzic sie z tym co minione i spuscic glowe na pien.
Kat usmiecha sie dwiaco zza zmruzonych oczu. Nie ma kaptura. Nie swojej twarzy. Chce bym ja pamietala, by kazda zmarszczka jego usmiechu wyryla sie w moim ostatnim obrazie z tego swiata.. i innych
06:55 / 25.03.2006
link
komentarz (0)
Jedna z najgorszych w moim zyciu. Noc. Nie patrz w tyl. Nie patrz za siebie. Nie moglam plakac poki nie zobaczylam krwi.
22:43 / 21.03.2006
link
komentarz (2)
Dlaczego odpowiedz na najtrudniejsze pytania jest tak banalna, ale... trzeba jeszcze umiec wprowadzac te odpowiedzi w zycie. Trzymam sie niezle. Bywalo lepiej... bywalo gorzej. Diet time:) musze sobie drastycznie poprawic humor
22:00 / 20.03.2006
link
komentarz (2)
Postanowilam udawac szczescie. Postanowilam byc usmiechnieta... Postanowilam byc kawalkiem zycia i usmiechu. Nie narzekac, nie marudzic, nie plakac i pic tylko w samotnosci.
15:50 / 19.03.2006
link
komentarz (0)
Musze napisac tajemnice do monastyru. Akurat jak nie mam w ogole pomyslow na swiat a w glowie brak obrazow.. eh life, eh imagination
14:11 / 19.03.2006
link
komentarz (0)
Dobrze jest moc zrobic cos szalonego czasem. Pozniej szalenstwo chwili zmienia sie w przeklenstwo.. we will see... w takim szalenstwie chwycil mnie za serce, przygarnia do siebie odpychajac jednoczesnie. Madness.
02:03 / 15.03.2006
link
komentarz (1)
Bezsennosc konczy sie koszmarami... nie chce wiec, by tak szybko sie konczyla, a czas.. niech plynie.. i przyjdzie 4 i zanuce bluesa.
22:59 / 12.03.2006
link
komentarz (0)
Drugi dzien w siodle. Widac bylo, ze mag nie nawykl do tego rodzaju podrozy, ale trzyma sie dzielnie. Jedziemy do Gastermain... tyle wiem, a dokladniej tyle powiedzieli. To dobre dla bardow miasto, wiec bez specjalnych wymowek moglam przylaczyc sie do nich. Wojownik przedstawia sie jako Rent z Gordu, a mag... Inner. Jest to conajmniej dziwne, bo kojarze chyba wszystkich wiekszych czarodziejow dominium. Ten jest naprawde dobry. Lepszy niz myslalam. Nie sypia przy mnie dobrze. Trudno mu sie dziwic. Zwlaszcza w nocy trudno jest mi utrzymac lore na wodzy. Znowu mialam koszmary. Wracaja pomimo wyczerpania podroza. Co ja bym dala za pare godzin snu bez obrazow.
Znowu widzialam te oczy i slyszalam... Wlasny krzyk. Obudzilam sie zlana potem. Od razu wyczulam na sobie czyjs wzrok. Nie otwierajac oczu wypuscilam zmysl poza cialo. To byl wojownik. Widocznie byla jego warta. Siedzial pod drzewem. Stalowe ostrze miecza, ktory trzymal na kolanach dla zmyslu mialo zapach krwi. Nie wiem jak, ale chyba wyczul, ze sie obudzilam, bo przemowil.
-Moj przyjaciel mowil, ze nosisz maske. Nie ufam ludziom w maskach.
Poruszylam sie, odwrocilam w jego strone otwierajac oczy. Moze jestem oszpecony, a oszpecony bard nie zarabia. Skad twoj przyjaciel wie taka rzecz?
- Moze, ale nie wydaje mi sie. Moj przyjaciel ma pewne zdolnosci...
- Od kiedy to wojownikowi sie wydaje cokolwiek? Baw sie tym swoim mieczykiem i niech ci sie juz tyle nie wydaje... bo ci jeszcze zaszkodzi. Powiedzialam z usmiechem. I odwrocilam sie spowrotem na bok uspakajajac oddech.
- Jesli uznam, ze zagrazasz naszej misji... zabije cie.
- Masz ciekawe podejscie do ludzi. Jaka misje moze miec kupiec? Nie interesuja mnie towary tego swiata. Interesuje mnie sztuka.
- Nie wiem czy jestes czlowiekiem. Pod ta maska moze kryc sie wszystko. Nie slyszalem jak czynisz ta sztuke bardzie...
Ostatnie slowo plawie wyplul. Podnioslam glowe z ziemi, skrzyzowalam nogi, zamknelam oczy i pozwolilam powstawac muzyce. Piesn plynela. Unosila sie, opadala, wibrowala. Liscie cicho brzmialy niosac ja dalej. Las sluchal, las nucil. Wbilam palce w ziemie i wdarla sie we mnie jej muzyka. Pierwotna, muzyka czasu. A pozniej wyszla z serca. Ballada o czarnym wojowniku i bialej czarownicy-demonie. Otworzylam oczy. Dwie pary oczu wpatrywaly sie we mnie znad plomieni ogniska. Zmysl wyczul jeszcze pare ciekawskich spojrzen ukrytych w ciemnosci. Elfy... i nie tylko. Ciekawosc i zdziwienie emanowaly z nich prawie namacalne. W oczach jednego z moich wspoltowarzyszy ujrzalam podziw i szacunek. Drugi bardzo intensywnie sie zastanawial. Zastanawiajacy sie mag nie wrozy nic dobrego. Moze nie powinnam byla spiewac...
- Dobranoc.
Ulozylam sie wygodnie na ziemi, owinelam derka. Elfy sluchaly ech lasu. Po chwili wycofaly sie spowrotem w gestwine. Kraina dziwow kladla sie spowrotem do snu sluchajac juz tylko szumu drzew.
11:21 / 11.03.2006
link
komentarz (2)
Kolejna nieprzespana noc. Co tym razem? Gin. Gin i sny o spelnionym marzeniu. Bardziej eteryczne od dotyku ducha. Tak samo lodowate.
16:37 / 10.03.2006
link
komentarz (0)
Bywa wrazenie kocie, ze jest gdzies na tym swiecie osoba, ktora zabrala ci cale szczescie, je ma pieniadze, sile, wytrwalosc, milosc, przyjaciol... i ze z drugiej strony jestem ja kocie... Rownowaga... najstarsze prawo... to co sie wychyli jest brutalnie zabijane przez warunki, chyba, ze trafi w nisze, ale... nie ma nisz dla takich jak my kocie.
Kot wyciagnal malowniczo lape.... wypial grzbiet i przewrocil sie na drugi bok mruczac.
Chyba zostalam mianowana nisza dla kota.. a dokladnie moje kolana ostaly sie nisza...
Nikt nie mowil, ze bedzie pieknie. Wszyscy usmiechali sie tajemniczo. Pozniej odkrylam, ze to wszystko usmiechy wytrawnych pokerzystow, ktorzy z zyciem graja juz latami.

10:36 / 10.03.2006
link
komentarz (0)
W krainie dziwow powialo chlodem. Mala dziewczynka. Zabraklo jej zapalek... znalazla schronienie w cieplym sniegu, ktory od dawna wyczekiwany spadl na jej zesztywniale palce pokrywajac je cieniutka warstwa srebrzystych gwiazdek. Sine policzki zaskrzyly sie we wschodzacym sloncu. Snily jej sie rzeczy nieslychane... ale tak to juz bywa w tej krainie. Owinelam sie ciasniej plaszczem i pogonilam konia. Biala smierc, biale wybawienie sypalo sie spod jego kopyt, para buchala z nozdrzy. W lesie krylo sie jeszcze pare cieni, ale szybko pierzchly przegrane w starciu ze zlotymi nicmi. Sploszylam pare ptakow. Myslalam o tej zbyt dlugiej zimie, o tym jak zbyt czarne sa noce, a dni zalane niepotrzebnym sloncem, ktore nie potrafi przegnac zimna. Zimna ze swiata, z drzew, zwierzat, ludzi i ze mnie. Zaczynalam zapominac jak wygladaly kwiaty. Czasem tylko widywalam je jeszcze w snach... i na zamarznietych szybach. Tesknilam za nimi. Tesknilam za nimi, za glosem matki, za jej smiechem... i za smiechem w ogole. Ale to nie jest wazne... niewiele jest rzeczy waznych. Zaczelam zazdroscic tej malej. Zdjelam kaptur i spielam konia. Zarzal w protescie ale przyspieszyl... przyspieszal dalej poki mijane drzewa nie zaczely rozmazywac sie, a ja moglam myslec tylko o walce z wiatrem, iglach wbijajacych sie w czolo, nos i usta. Nie zamknelam oczu. Po chwili kon wypadl z lasu. Katem oka dostrzeglam paru zaniepokojonych ludzi. Zwolnilam. Jesli bede uwazana za demona nikt nie udzieli mi schronienia, a musialam sie ogrzac. Nusialam ogrzac chociaz cialo, bo jeszcze sie nie poddalam. Przede mna roztaczal sie widok na zamarzniete jezioro na brzegu ktorego przycupnelo niesmialo pare chalup. Skierowalam sie w tamta strone. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Przywyklam. Nikt nie lubi obcych, a ja jestem definicja obcosci. Czasem mysla ze jestem czarna czarownica, ktora spieszy sie do bitwy i zaraz bedzie zabijac ludzi- wrogow, przyjaciol... niewazne, a ja czasem tak sie czuje. Nie wiem kim jestem. Ale niewielu ludzi to wie.. w krainie dziwow. Ja jestem dziwem. Bywalo, ze brali mnie za ducha, badz demona. Jestem demonem. Jestem duchem. Ale to niewazne. Znajdowalam sie kawalek od szlaku, ale mialam szczescie. Oszroniony znak gospody wisial nad wejsciem do jednego z budynkow. Zsiadlam z konia i wprowadzilam go do stajni. Ktos jeszcze goscil w tej zapadlej wiosce, bo dwa boksy byly juz zajete.
- Tak Panie?
Odwrocilam sie. Parobek stal w dzwiach z wyczekujaca mina. Rozejrzalam sie, by poszukac tego, do kogo sie zwraca, ale bylam tu sama. Juz chcialam sie odezwac, ale przypomnialo mi sie, ze wciaz nosze na sobie amulet maski. To w sumie i lepiej - pomyslalam. Przybralam niski ton.
- Sniadanie dla mnie i konia ile?
- 3 tole
Skinelam glowa i weszlam do gospody. Mialam na sobie czarny plaszcz, czarne, meskie podrozne ubranie i amulet... Wygladalam w nim na ok 25 letniego mezczyzne.. troche za niskiego, gdyz amulet nie mogl zmienic wzrostu, ale przynajmniej nie budzilam zainteresowania jako podrozujaca samotnie kobieta. Bawilo mnie wymyslanie historyjek do postaci, ktore tworzylam. Obecna twarz miala na imie Dom i byla anterczykiem. Anterczycy slyna w krainie jako bardzi i czasem zdarzalo mi sie nawet byc proszona o wystep, gdy mialam na sobie ta twarz. Pod postacia barda dobrze sie podrozuje, ale tez jest sie lakomym kaskiem dla rabusiow. Trzeba uwazac... zawsze trzeba uwazac. Ja bylam ostrozna. Bandyci mieli mniej szczescia.
Wzrok przyzwyczail sie do ciemnej izby bardzo szybko. W kacie siedzieli dwaj przyjezdni, a przed szynkwasem miejscowi rozgrzewali sie gorzalka przed wyjsciem na lod i zakoczowaniem nad przereblem. Przyjrzalam sie blizej parze w kacie... nad jednym unosila sie lara. Magowie nigdy nie sa dobrym towarzystwem. Co lepsi potrafia dostrzec amulety, wykryc falsz, a ten byl niezly. Jego lara byla specjalnie przytlumiona. Chcial podrozowac nierozpoznany. Bylo mi to na reke. Moze nie zdradzic, ze mam maske nie chcac zdradzac siebie. Zreszta w dzisiejszych czasach maski byly powrzechne. Nosily je damy, by przypodobac sie mezczyzna, mlodzi szlachcice, by oczarowywac damy dworu, kupcy, by miec bardziej szczere twarze... Moze pomyslec, ze jestem kims takim. Mag nie byl stary. Wygladal na okolo 45 lat, co jak na jego profesje oznaczalo nieduzo, ale wyczulam, ze jest bardzo dobry w tym co robi. Mial jasne wlosy i stalowoszare spojrzenie tak charakterystyczne, ze dziwie sie iz nikt go nie rozpoznal. Bo nikt go nie rozpoznal. Atmosfera w miejscu gdzie przebywa mag jest napieta i wszystkie oczy sa skierowane w jego strone jakby ludzie spodziewali sie, ze zaraz wybuchnie, co notabene czasem sie zdarzalo. Drugi z podroznych byl wojownikiem nieudolnie probujacym udawac kupieckiego pomocnika. Muskuly godne pociagowego konia, ciemne, krotkie wlosy - typ gorianina. Przyczajona postawa, blizny, rece stwardniale od miecza... zdziwilabym sie, gdyby umial liczyc dalej niz do dziesieciu. I oni mysla, ze kogos zwiedzie ich podrozny stroj. Rozejrzalam sie raz jeszcze do okola i zrozumialam, ze dobrze mysla. Dla tych ludzi byli tymi za kogo sie zapewne podali. To ja mam ta paskudna paranoje, czy tez talent do dostrzegania za duzo. Usmiechnelam sie podchodzac do nich. Mag spojrzal na mnie, a w jego oczach ujrzalam cien zaskoczenia, ktory szybko pokryl uprzejmym grymasem. Wojownik zmierzyl mnie, uznal najwidoczniej, ze nie stanowie zagrozenia i rowniez wygiol wargi w czyms na ksztalt usmiechu.
- Dzien dobry panom. Nazywam sie Dom z Ariens. Czy moge sie przysiasc? Jezyk mi juz skolowacial z braku rozwierania geby.
Zaczela sie zabawa. Kto wie... moze sie do nich przylacze. I tak nie wiem gdzie jechac. I tak nie mam do kad jechac. Podrozowanie z magiem moze byc ciekawe. To w koncu kraina dziwow, a jaki moze byc wiekszy dziw od maga? No.. oprocz mnie oczywiscie.
- Dokad zmierzacie panowie, ze bogowie zeslali wam tak piekna pogode na podroz?

Cel. Moze znajde go przy tym stoliku w niewielkiej wiosce nad nieznanym mi jeziorem, a moze kryje sie za stalowymi oczami tego czlowieka... zobaczymy. W koncu co mam do stracenia. Na pewno nie zycie...