Zobacz: wszystkie | z ostatniego miesiąca | ostatnie 20 | nlog.org



2008.03.12 22:53:12 link


wspomnieniowo

z powodu nałożenia się na siebie kilku czynników przypomniało mi się dziś jedno z moich ukochanych miejsc.
to wieś na południu Polski, która stanowi 1/4 moich korzeni. już chyba kiedyś z resztą pisałam. a może pisałam, ale nie tu...
Pisarzowa. ok 450-500 metrów n.p.m., w Beskidzie Wyspowym. we wsi śliczny XVII-wieczny kościół. po wpisaniu w google conieco wyskakuje.
jeździliśmy tam z rodzicami i moją Siestricką co kilka lat na wakacje. na dwa tygodnie w górach. z tego powodu to miejsce jest dla mnie niezmiennie spokojem, odpoczynkiem. oddechem w gąszczu codziennego zapierdolu. nawet sama myśl o Pisarzowej wystarczy... czasem...
tylko raz byłam tam zimą. z ś.p. S. chyba pół roku przed Jego śmiercią...
może jestem przewrażliwiona, ale ryczeć mi się chce na samą myśl o tym, że wystarczyłoby kilkanaście godzin i mogłabym tam być, oddychać tamtym powietrzem, łazić tamtą drogą, pójść sobie do lasu, pod wodospad, nad Smolnik, na dział, gapić się na góry. gdyby było lato mogłabym pójść na Wielką Górę i przez pół dnia obżerać się czarnymi jagodami, jeżynami i malinami wygrzanymi w słońcu.
a może uda mi się wyskubać jakiś weekend...? nocą do Krakowa albo Nowego Sącza, w Krakowie bajgle, chociaż z drugiej strony z Sącza jeździ 7 pociągów dziennie do Pisarzowej, przejazd to niecała godzina, a z Krakowa najpierw trzy do Limanowej, a potem busem do Pisarzowej jakieś pół godziny...

mama powiedziała mi jakiś czas temu: "jak się uprzesz to nie takie rzeczy potrafisz zrobić"

kwiecień...? będzie ślicznie:)


komentarz (0)