balsam // odwiedzony 167715 razy // [p_s_d szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (4294967295 sztuk)
22:33 / 24.07.2009
link
komentarz (3)
poranek zmusił mnie do szybkiego nabrania dystansu do samej siebie. mógłbyś to nazwać terapią instant. no i do pokonania sporego dystansu też.
boję się wszystkich latających robali. i tych,które wysoko skaczą,też się boję. im bardziej przeskalowany ten owad,tym bardziej się boję. sypiam zwinięta w kłębek pod kocem na kanapie,bo do sypialni wleciał chrabąszcz majowy,rozumiesz? nie miałam wyjścia i musiałam przecież go tam zamknąć i trzymać go pod kluczem kilkanaście godzin,bo trzeba poczekać na jakiegoś kumpla. przez te kilkanaście godzin chrabąszcz padł oczywiście z wycieńczenia i pewnie też trochę ze starości,bo chrabąszcze do długowiecznych stworzeń raczej nie należą. mimo wszystko kumpel mógł się poczuć bohaterem,kiedy niósł go do sedesu,a ja wciąż trzymałam gardę na wypadek,gdyby okazało się,że chrabąszcz tylko udaje martwego. możesz się śmiać,ale kiedyś latałam za takim jednym w kurtce przeciwdeszczowej i z odkurzaczem o 1 w nocy. ten odkurzacz był po to,żeby zachować dystans,rzecz jasna. no cokolwiek.
o 3 już chyba nad ranem w łazience zjawiła się ćma. nie mów mi,że ćma to tylko nocny motyl,bo ta była bardziej jak latający chomik,tylko jakoś do pogłaskania nie zachęcała,bez kitu. to już nie jest cud natury tylko fanaberia. no wybacz,ale jakoś nie jaram się czarnym,upasionym robalem z żółtą kropką na plecach. próbowałam zrobić jej komorę gazową odświeżaczem powietrza - nawet okiem nie mrugnęła,cholera jedna! próbowałam walczyć ulubionym trampkiem,ale siadała tak,żebym nie mogła dosięgnąć,przebiegła bestia. i uwierz mi,że przetrwać do rana bez dostępu do kibla jest trudno,serio.
wiesz,poszukiwanie środka owadobójczego było ważniejsze dziś rano niż standardowa procedura ogarnięcia. muchozol był ważniejszy niż wszystkie przyzwyczajenia. dla latającego,paskudnego chomika,olałam swoje nawyki,których nie olewałam nigdy wcześniej. dla obrzydliwie kudłatej ćmy wyszłam z domu nie uczesana,bez makijażu i w połowie ubrana w pidżamę. i - wbrew moim podejrzeniom - nikt nie padł trupem i nie uciekł z krzykiem. może ci,którzy mówili,że ładnie mi tak z rozczochranymi włosami,bez tuszu do rzęs i w niekompletnym stroju,wcale nie kłamali albo nie kłamali aż tak bardzo.
widzisz, kompilacja strachu i potrzeby fizjologicznej drastycznie przyspiesza proces samoakceptacji,poważnie.
ćma nie żyje. zwłoki do obejrzenia jeszcze przez kilka minut w mojej łazience,a później na zdjęciach dokumentujących jej rozmiary,bo pewnie mi nie wierzysz,że była aż taka najgorsza. i do tego sama sobie poradziłam,widzisz? i dystans też został zachowany.
jutro Warszawa. kolejny dystans do pokonania.

14kt - When My Sunsets (the Golden Hour). jednak. w sumie to całe The Golden Hour jest jednym z moich ulubionych albumów ostatnio.