dix // odwiedzony 33815 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (83 sztuk)
09:02 / 05.09.2002
link
komentarz (10)
Długo myślałem nad wpisaniem tej notki. Bardzo długo. Dlaczego? Ponieważ tak na prawdę spora część tego nloga, jak i pozorów tworzących moje życie jest jednym, wielkim nieporozumieniem. Mam nadzieję, że gdy Curtis dowie się o tym nlogu i o tym, co właśnie zamierzam napisać, to mnie nie zabije. I mam nadzieję, że ten wpis nikogo nie zrani. Bo tak na prawdę to pozory mojego życia, to pozory uczuć. Już od jakiegoś czasu nie mam żadnych rozsterek sercowych. Po prostu nie mam. Wiem kim jest osoba, którą kocham od jakiś dwóch lat.

Poznaliśmy się na letnich rekolekcjach oazowych. Ja wtedy byłem z Wiktorią i było mi z tym w miarę dobrze. Jednak byłem wtedy jeszcze gówniarzem dla którego seks w związku miał dosyć ważne miejsce. Wiem, głupie to bardzo. Po tych rekolekcjach się to trochę zminiło. Dzięki Bogu na lepsze. Ta dziewczyna zauroczyła mnie sobą od samego poczatku. Od pierwszego dnia, gdy Ją poznałem. Pełna energii i humoru. Tryskająca optymizmem i zarażająca nim wszystkich dookoła. Uwielbia motory i wszelkiego ( no, prawie wszelkiego ;,0) rodzaju muzykę. Do tego ktoś, z kim można było pogadać na każdy temat i się powygłupiać. Może to dziwnie zabrzmi, ale wtedy bałem się nawet Jej dotknąć. Jakkolwiek. W moich oczach po prostu była zbyt doskonała i bałem się, że po dotknięciu ten sen pryśnie jak mydlana bańka, której dzieci chcą dotknąć, bo jest taka piękna. Jednak rekolekcje, tak jak większość rzeczy na tej ziemi, minęły spokojnie po dwóch tygodniach. Od tamtej pory zaczęły się problemy z Wiktorią. Pokłóciliśmy się prawie od razu po Jej przyjeździe z Czech, kilka dni po moim powrocie z rekolekcji. Kolejna kłótnia w naszą miesięcznicę, która była akurat w powakacyjny Dzień Wspólnoty, na który Wiktoria została przeze mnie zabrana. Kolejna w miesięcznicę w październiku ( czyli miesiąc później i trzecia miesięcznica z rzędu ,0). No i ostateczne zerwanie 26 października roku 1999 lub 2000. Już nawet nie pamiętam... Przez ten czas z Anią widziałem się może ze dwa, trzy razy, z czego jeden na Dniu Wspólnoty. Za każdym razem, gdy Ją widziałem, przepełniał mnie żal z powodu tego, iż jest zajęta, ale i szczęście z powodu Jej szczęścia w tym związku. Później nie utrzymywałem z Nią zbytniego kontaktu. Nie widziałem w tym większego sensu, jako że za każdym spotkaniem zapadałem się w tym wszystkim coraz bardziej. Wiedząc iż nic z tego i tak nie będzie, zrezygnowałem nawet nie próbując waczyć. Dlaczego? Ponieważ nie wierzyłem w możliwość i nie chciałem próbować niszczyć Jej szczęścia tylko po to, aby obdarować Ją tym, co sam mogę zaoferować. Ja przeważnie tworzę tylko z tego, co zostało zniszczone przez innych ludzi. Sam staram się niczego nigdy nie niszczyć. Po co? To tylko sprawiłoby komuś ból.
W tym czasie poznałem moją Przyjaciółkę. Jeżeli dobrze pamiętam, to jakoś w okolicach 24-26 września, bo w miesiąc później właśnie z Jej powodu zerwałem z Wiktorią. Wiem, dziwnie to brzmi, ale byłem moją Przyjaciółką zafascynowany i chciałem zapomnieć o Ani. No cóż... nie udało się... Byłem też w tym czasie z pewną Ulą, ale związek rozpadł się z jednego powodu. Był oparty tylko na seksie, a coś takiego przetrwać nie może. Później byłem z Myszą też dla zapomnienia. Jednak ten związek nie opierał się o seks. Chyba tylko dlatego, że Myszka się na to nie zgadzała. I bardzo dobrze. Powinienem być Jej za to teraz wdzięczny. Oczywiście nawet nie przeszkadzało mi to, iż uganiałem się wtedy za kimś zupełnie innym. Pomyśleć, że to wszystko z chęci zapomnienia o jednej osobie.
Dopiero na egzaminach wstępnych poznałem Kasię. Zapowiadało się pięknie. Dziewczyna, z którą można było pogadać na wiele tematów i która bardzo lubiła cielesne pieszczoty. Nie seks ( tudzież prokreację ,0), ale "uprawianie miłości". Jednak to była tylko wakacyjna miłość. Owszem, zanosiło się na coś wielkiego i nawet się starałem. O Ani już dawien dawno zapomniałem... No... prawie. Udało mi się to na tyle, że umiałem przy odrobinie wysiłku pokochać.
I już wiem, dlaczego słowa mojej Przyjaciółki o tym iż nie umiem się zakochać, ale umiem pokochać, są takie prawdziwe. Jak mogę się w kimś zakochać, będąc już w kimś zakochanym? Tutaj okazuje się też prawdziwym powiedzenie, że stara miłość nie rdzewieje.
Ale wracając do sprawy...
Z Anią utrzymywałem na prawdę sporadyczny kontakt. Dokładniej to od okazji do okazji. Wtedy nie wiedziałem nawet kiedy są Jej urodziny. Nie chciałem wiedzieć, bo wiem, że nie odpuściłbym sobie możliwości złożenia Jej życzeń. Teraz wiem kiedy będę je składał.
W październiku, albo na początku listopada spotkałem Tygrysiczkę znaną niektórym jako Madzia. Po raz drugi spotkaliśmy się jakoś w grudniu, jako że ja omijałem środowe lektoraty, a Ona piątkowe. Spodobała mi się ze względu na żywiołowość i wyjątkową urodę. Można powiedzieć, że była w moim typie. Zdobycie Jej zajęło mi niecałe 3 tygodnie. Do tej pory nie wiem, czy na prawdę Ją kochałem. Owszem, coś bardzo poważnego było między nami, ale czy to było na tyle silne, aby nazwać to miłością? Może i tak, ale co najwyżej rozwijającą się.
Wtedy właśnie spotkałem się z Anią. W Hybrydach było "Depech Mode Party", a Ania nie miała z kim iść. Oczywiście się zgodziłem. Nie był to błąd, chociaż przypomniałem sobie jak piękną jest Ona kobietą, jak pociągającą i jak żywiołową. Jednak powiedziałem sobie, że nie przekreślę ot tak sobie czteromiesięcznego związku z Madzią tylko dlatego, że Ją zobaczyłem. Powiedziałem sobie: "Cholera, Ona jest zajęta, a Ty masz dziewczynę z którą może wyjść i są na to spore szanse. Nie zaprzepaść tego". Tak samo mówiłem sobie chyba z miesiąc później, jak pewna osoba z Pól Mokotowskich zaczęła się do mnie kleić. Tylko że z tą osobą było już trochę gorzej, bo dałem się częściowo uwieść. Do tego był to okres kłótni z Madzią o wyjazd do Turcji i nasz związek ledwo się trzymał. W tym momencie jeszcze dowiedziałem się od Ani, z którą zacząłem utrzymywać regularniejszy kontakt, iż Jej facet odszedł. I niedługo po tym mój związek z Madzią się rozpadł, ale nie z powodu Turcji i nie z powodu odnowienia kontaktów z Anią. Powodem był brak dbania o związek przez drugą stronę. A przynajmniej nie wkładanie w ten związek zbyt dużo, mogąc włożyć o wiele więcej. Dając z siebie prawie wszystko oczekiwałem iż Ona też będzie dawała z siebie prawie wszystko z tego, co może dać. I to był jeden z dwóch powodów dla którego zerwaliśmy. Drugim była niemożliwość poważnej rozmowy na temat naszego związku.
Wtedy to zaczął się nawrót uczuć do Ani. I to bardzo poważny nawrót. Do tego stopnia poważny, że w dniu, gdy dowiedziałem się o powrocie faceta do Ani, popłakałem się. Ci, którzy mnie znają, wiedzą jak rzadko płaczę. I wiedzą, że łzy tego rodzaju popłyneły mi może z raz, czy dwa w życiu ( nie licząc tego opisanego tuż wyżej ,0). Nie wiem, czy przypadkiem nie wtedy poznałem Asię ( Tanię ,0) bliżej. I to było takie powiedzenie sobie: "Jeżeli nie Ania, to może ktoś, kto ma podobnie chore akcje jak ja?". Jak się okazało, Asia miała jeszcze bardziej chore akcje. Nie można powiedzieć, że mnie oczarowała. Po prostu mi się spodobała. Lubi jak się Ją mizia i jest na tym punkcie wrażliwa, a przy okazji nie jest taka jak ta osoba z Pól Mokotowskich. I tak właściwie zacząłem popełniać dokładnie ten sam błąd co przed dwoma laty. Zacząłem szukać kogoś na ukojenie bólu. Kogoś, kto po ukojeniu mojego bólu może zechcieć być u mojego boku, a ja zechcę być u boku tej osoby. Asia wydawała się oczywiście perfekcyjną ku temu osobą.
I tutaj los okazał się zajebiście złośliwy. Wyjechałem z Anią w Bory Tucholskie, gdzie stała mi się jeszcze bliższa. Miałem jednak dalej nadzieję, że jakoś to przejdzie i dotrzymywałem obietnicy danej Asi o przysyłaniu kartek pocztowych. Ania jednak stała się dla mnie kimś bardzo bliskim, jeżeli chodzi o psychikę i o duszę. Gdy wracaliśmy, bolałem prawie tak mocno jak Ona, że już wyjeżdżamy. I po powrocie los ponownie okazał się bardzo złośliwy, gdyż rozdzielił Anię i Jej faceta. A raczej nie los, a głupota tego kolesia. No cóż... sam tego tak na prawdę chciał. Dowiedziałem się o tym przedwczoraj. Natomiast wczoraj poszliśmy do Paradise. Asia była najpierw w Parku z jakimś kolesiem i dołączyła wraz z nim do nas w okolicach 0:30, gdy Mnich i Ania odprowadzali naszą wspólną znjomą do domu. Oczywiście po jakimś czasie wrócili, a Asia zdążyła już wyrysować temu kolesiowi kilka słów po japońsku na ramieniu i mi piktogram oznaczający serce. Oczywiście jak wrócił Mnich z Anią, poszliśmy w piątkę tańczyć. Wiedziałem, że Asia nie będzie chciała zbyt długo zostać, więc poświęcałem Jej trochę więcej uwagi niż Ani, której więcej uwagi poświęcałem przed i po pobycie Asi w Paradise. Gdy stamtąd wyszliśmy we trójkę ( bo Asia z tym kolesiem wyszli wcześniej ,0) Ania oznajmiła mi, że jest na mnie zła i niestety nie chciała powiedzieć dlaczego. Przeprosiłem Ją dwa razy za to. Trzecie i ostatnie przeprosiny będą dopiero, gdy dowiem się czym konkretnie zawiniłem, chociaż mogę się domyślać czym, po wcześniejszym zachowaniu Ani ( to znaczy, przed wejściem do Paradise ,0). I boję się tego, że straciłem u Niej punkty. Tak samo jak boję się tego, że na Asię podziałałem zbyt silnie i mogę Ją niechcący zranić. A tego też chciałbym uniknąć, chociaż cena mogłaby być wysoka. Chciałbym mieć w Niej przyjaciółkę, jeżeli się uda. Ale nie jako ktokolwiek więcej... Zaś co do Ani... no właśnie... chyba nie ciężko zgadnąć...

Może i jest to cholernie niedojrzałe zachwanie, ale powyższy fragment opisuje ostatnie dwa lata błędów. W radiu leci "Chcemy być sobą...", a ja powiem, że chcę wreszcie być taki, jaki chcę i nie chcę zaprzepaszczać swoich ideałów. Nie mam zamiaru niszczyć swoich uczuć i zamierzam się do nich przyznawać. Przede wszystkim przed samym sobą. Nie chcę wreszcie marnować danej mi szansy. Jeżeli jestem zakochany, to być temu wiernym, a nie uganiać się za zapomnieniem, gdy ukochana jest nieosiągalna. I mam nadzieję, że mi się to uda...

Kastouaku... obietnica miała sens... i proszę Cię w tej chwili o utrzymanie Jej.

Heh... wreszcie to z siebie wyrzuciłem... mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej usnę i będę w stanie Ani, Mnichowi i jeszcze dwóm dziewczynom poprowadzić tą sesję. A jeżeli któraś z tych dwóch to przeczyta... no cóż... przynajmniej zaoszczędzę sobie na gadaniu...