dix // odwiedzony 33991 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (83 sztuk)
06:00 / 09.08.2002
link
komentarz (0)
Byłem z A. w Parku. Ogólnie było super, ale nie o tym chciałem teraz napisać. Chiałem napisać o tym, co przydarzyło mi się w drodze powrotnej i wyjaśnić dlaczego mogę pewnego dnia nagle przestać się udzielać publicznie.
W 601 wsiadłem coś koło 2:15. Zaraz po mnie wsiadł gej z czterema dziewczynami. Skąd wiem, że to był gej? Ponieważ dzień wcześniej byłem w klubie dla homoseksualistów na dyskotece i tam go poznałem. Ogólnie był luz, ale koleś trochę był za bardzo wyluzowany seksualnie. Dla znakomitej większości pasażerów było to po prostu zabawne, śmieszne, ale podłamujące. Jednak nikomu to zbytnio nie przeszkadzało. Poza jednym gościem. Kazał się temu gejowi zamknąć. Zrozumiałem. Ale gej niestety nie doszłyszał, więc się grzecznie zapytał o co chodzi ( odległość tego 1,5 metra z 2 dziewczynami w międzyczasie robi swoje ,0). Koleś stwierdził, że ma "zamknąć tą pizdę, bo go strzeli" ( <- tak, to był cytat ,0). Podszedł do tego geja i coś szepnął mu na ucho, po czym na odchodne uderzył go po twarzy ( nie za mocno, ale jednak ,0). Już w tej chili miałem ochotę kopnąć gościa w jaja i wywalić z autobusu. Kilka przystanków dalej gej z dziewczynami wysiedli, a za nich wsiadło dwóch byczków z kiełbasą i chlebem. Okazało się, że byli to znajomi pana kretyna. Zaczęli sobie gadać, więc było w miarę ok. Ci dwaj nowi dużo bardziej mi się spodobali z powodu sposobu bycia. Jak ten imbecyl upuścił chleb, to się nawet po niego nie schylił, a ci dwaj podnieśli i każdy ucałował, twierdząc że chleb to święta rzecz. Koleś to najwyraźniej olał i chciał jeszcze rzucić w kogoś, albo w coś tym chlebem, ale jego kumple powstrzymali go twierdząc, że nie po to całowali ten chleb, aby on mógł nim sobie teraz rzucać. Usłuchał.
Później jeden z tych nowych kolesi chciał jakiemuś śpiącemu ( którego kumple jechali 2-3 miejsca dalej ,0) słoik musztardy. Wywiązała się kłótnia, ale została w miarę szybko zażegnana. Ale oczywiście spór wrócił jak tlyko włączył sie do wszystkiego pan kretyn. Efektem była kolejna drobna przepychanka, zwłaszcza jak zapytał się o to, czy na przystanku czekają na kumpli śpiącego jacyś koledzy. Na co jeden z nich odparł, że nie koledzy, a matka. W tym momencie kretyn rzucił "matka, kurwa" w miarę cicho, ale na tyle głośno, że tamten koleś usłyszał. Brzmiało to tak, jakby wyzwał matkę tego kolesia od kurwy. Więc koleś spytał się troche podniesionym głosem "co żeś powiedział?". No i od tego punktu posypało się lawinowo. Zaczęła się bójka na 4 osoby. Kierowca zatrzymał autobus, więc wysiadłem i poszedłem dalej do domu pieszo, bo było blisko. Trzeba dodać, że to nie jedyne przewinienie kretyna, bo jak stał i rozmawiał z tymi swoimi kumplami, to ktoś się na niego spojrzał, to od razu rzucił mu tekstem pod tytułem "co się gapisz?" i temu podobne. Nie przytoczę tego dosłownie, bo chcę zachować chociaż trochę czystości językowej na nlogu. Jednak miałem ochotę kolesiowi przez całą drogę wyjechać z glana w mordę ( a chłopisko spore, bo prawie o głowę wyższy ode mnie i o grubość rąk szerszy w barach ,0). Później żałowałem, że nie mam noża, albo broni gazowej. Na samym końcu stwierdziłem, że brakuje mi aktualnie spluwy, aby powstrzymać taki element raz na zawsze. Wiem, że to nie chrześcijańskie, ale każdy ma swoje granice wytrzymałości. Mam nadzieję, że nawet jak kiedyś uda mi się załatwić taką broń, to nikt nie wystawi mnie na potrzebę użycia tego, bo nie miałbym njmniejszych oporów przez trwałym uszkodzeniem, albo przypadkowym zabiciem. I doskonale to wiem, bo czułem to w autobusie. Ale mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał się o tym przekonać osobiście...