esperanto // odwiedzony 5454 razy // [nlog/don't waste your time buddy nlog/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (20 sztuk)
18:55 / 14.09.2004
link
komentarz (0)
Końcówka moich wakacji. Okresu naprawdę ładnego, skoncentrowanego na sobie. Skupiania się na człowieczeństwie, stawiania pytań i odnajdowania najprostszych odpowiedzi.
Powoli liście żółkną, a ja co rusz inhaluję w siebie obrazy przeszłości - czasu zastygłego.
Stąpam chodnikiem, wciąż cieplym od promieni słońca. Wzdłuż ulicy Piłsudzkiego, mijając sklepy, cukiernię, zakład szewski, pizzerię, przeszłość wiruje przed oczyma lekka niczym len.
Na dentystycznym fotelu nawet, odkładając ból na bok, wysuwam pod światło kadry z życia.

Dzwoniła Beti, przeglądałem wtedy prasę w Kolporterze.
Hi, Martinez (tylko ona tak na mnie mówi), wróciłam z NY, może zebralibyśmy naszą ekipę (naszą? jaką naszą, ej) i wypadlibyśmy do wuocha na piwko.
- Spoko w sumie mam wolny wieczór.
- No to jesteśmy umówieni, bądź o 20.
Kurde, pójdę. Popatrze jak się wymądrza że była barzdziej amerykańska niż amerykanie, wypiję piwo, potem pójdę jeszcze po piwo o smaku lolków, i zamknę wieczór.
W dodatku, fuck, znowu mam miękie serce. Kiedy byłem w Kraku, obie pierdoliły że jestem ćwokiem debilem, bo usłyszały że mi zajebiście żyje, a teraz - kolega.
Ale luz, pójdę posłucham popatrzę. Sam Jezus miał proste przesłanie, kochać ludzi, nawet jak cie drażnią, a wyjdzie ci to na dobre. Miał rację, On nie mógł się mylić.
Byłem właśnie w pawilonie, odbierając po dordze kolejne esemesy od Mojego Piórka. Ma poprawki, i szkoda że mnie tam nie ma. Miałem swoją, to byłem średnio tym zaaferowany, a dopiero gdy przyszło mi Jej pomagać, na prawdę się przyłożyłem. A niech mnie, to sie chyba miłość nazywa.
Teraz mam pod oknem śpiących, wtulonych niczym w znaku równowagi jing-jang dwóch pijaków.
Chyba rzucę w nich śliwką.
A potem idę posluchać jak to się żyje w Hameryce...i nie pozazdroszczę, bynajmniej, jestem pewnien.