vincent // odwiedzony 47988 razy // [znowu_cyan nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (110 sztuk)
23:13 / 19.06.2002
link
komentarz (0)
No i zrobione. Strona zmieniona, za chwilę wysyłam pożegnalny post na satan.pl. Porzucam internetowe mroczne i magiczne towarzystwo, zyskując wiele czasu i energii dla innych spraw.

Moja przygoda z "mroczną Siecią" była w wielu aspektach ciekawa. Trochę się nauczyłem o ludziach. Trochę też, a nawet bardziej niż trochę, bawiłem się nimi - od początku uważając osoby zafascynowane magią jako cudownym sposobem na rozwiązywanie problemów lub szukające w obrazie "maga" lub "satanisty" własnego znaczenia, nie mogąc się wykazać niczym poza tym, za warte albo wyśmiania, albo skarykaturowania własnym postępowaniem. Niektórzy dostrzegali ironię, niektórzy się nawet dołączali, inni traktowali siebie i swój fikcyjny świat całkowicie poważnie. Obserwacja grup, ludzi, robienie zamieszania do pewnego momentu było pouczające, ale od pewnej chwili stało się jałowe i nie pokazujące nic więcej poza tym, co już było wiadome. Było w tym zachowaniu trochę odpędzania przygnębiającej nudy, ale ta zniknęła z mojego życia jakiś czas temu, wraz z pewnym spotkaniem. Porównanie gier z czymś autentycznym i dobrym wykazało ich bezwartościowość.

Podsumowanie? Sądzę, że zrobiłem dużo. Dużo dobrego i dużo złego. Jako Jaryła czy też jego część (była to jednak ta część, która była siłą napędową,0), rozkręciłem niegdyś satanizm laveyański na polskiej Sieci. Tworzyłem różne strony o okultyzmie, na tyle duże i odwiedzane, że miały jakiś wpływ na ten półświatek. Gościłem zjazdy. Lubowałem się w tworzeniu "historii", intryg, wpędzaniu ludzi w zaspokajające moje (a czasem ich,0) fantazje role. Byłem wieloma postaciami, korzystając z możliwości, jakie daje Sieć. Żadna z nich nie była w pełni mną, byli to różni kierowani przeze mnie aktorzy. Chciałem inspirować niektórych, a kopać tych, którzy za bardzo byli oderwani od ziemi lub robili rzeczy zbyt bezsensowne. Przez pewien czas dobrze się bawiłem. Niektóre fragmenty zabaw można uznać za wątpliwe etycznie, ale nie umiem poczuć wyrzutów sumienia; ludzie, którzy stawali się obiektami takiego postępowania, sami się o to prosili. Widząc wszystko w kategoriach gry, nie umiem też do żadnej z osób przejawiającej do mnie niechęć poczuć wzajemnej niechęci, tak jak nie umiem jej poczuć do kogoś, z kim gram w szachy, za to, że czyni ruchy obliczone na pogorszenie mojej sytuacji na szachownicy. Trudno mi odczuć cokolwiek osobiście, bo mnie prawdziwego/mnie prawdziwej nigdy tam nie było.

Acheront się śmieje i mówi, że to, co robię motywuje go do poważniejszego wzięcia się do pracy. On od początku patrzył się na moje zaangażowanie ze śmiechem - nie zaangażowanie w okultyzm, ale w życie pewnego grona towarzyskiego, które jako osoba patrząca na to świeżym okiem ocenił bezlitośnie; widząc, że to dla mnie ważne, próbował się wżyć w to, ale w pewnej chwili powiedział szczerze: "sorry, nie potrafię - niech to będą twoi znajomi". Nie nakłaniał mnie do tego. Dał czas na samodzielne dojrzenie do decyzji, która już wtedy była naturalna i nieunikniona.

A poza tym - dzielnie stawiamy opór upałom.