zapiski_z_ostatniego_wagonu // odwiedzony 11119 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (38 sztuk)
13:09 / 26.04.2009
link
komentarz (0)
* 2009-04-24 | (16:15) Kraków - Katowice (17:58) | osobowy *

Nareszcie... samotna podróż. Samotna, znaczy tu bez znanych twarzy, bez kolegów. Tylko ja i inni, czasem dziwni, pasażerowie. Takie podróże lubię najbardziej. Dobrze, że Miłosz nie zdążył.

Osobowy - każdy kto jeździ wie, jak wygląda. Duże przedziały podzielone na swego rodzaju boksy, loże. Dziś ja jestem panem mojego boksu. Byłem tu pierwszy. Trzymałem wolne miejsce Miłoszowi.

Jest ciepło, przyjemnie ciepło. Błogo. Okna w przedziale pootwierane, ludzie czytają gazety, książki.

Kobieta vis o vis mnie, siedząca rownież przy oknie czyta Bridę, starszy mężczyzna, który jadł loda, siedzący przy mnie trzyma w ręce jaieś kolorowe pismo. Rubryka, jakże by inaczej, sportowa. Wychylam się, by przyjżeć się przez ramię. Czerwony prostokąt w rogach stron, przy tytule rybryk daje mi do zrozumienia, że mam prawdopodobnie do czynienia z jakimś dodatkiem do wyborczej. Wybiórczej.

W moim boksie siedzi jeszcze jedna kobieta. Jeszcze chwile temu, gdy staliśmy na stacji Kraków Buissnes Center, bawiła się końcówkami włosów. Może szukała tu męża? Nie ma obrączki. Czyta National Geographic. Ma kolczyki pod kolor okularów, czrano-czerwone.

Rozglkądam się wkoło. Jedna z kobiet w boksie obok, wyglądająca na najstarszą przedstawicielkę płci pięknej w zasiegu moego wzroku, rozwiazuje krzyżowkę. Najstarsza nie znaczy stara.

Jest ciasno. Ten pociąg zawsze jest zatłocozny. Szkoda i czasu i pieniędzy by jechać kolejnym, pospiesznym. Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka. Właściwie nie muszę wracać. Jeśli to w ogóle powrót.

Kobieta od Bridy od jakiegoś czasu ma zamknięte oczy. Drzemie. Głowa tak śmiesznie opada jej do przodu. Tak zabawnie ją podnosi. Mogę przejżeć się w jej okularach przeciwsłonecznych. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Trochę zatrzęsie i głowę znów ciągnie do dołu. Otworzyła oczy. Na chwilę. Nasz wzrok na chwilę się spotkał. Na moment wyjrzała za okno. Głowa nadal się kiwa. O, bogowie snów, przybądźcie.

Stoimy. Gdzieś. Jedziemy. Senność mi się udziela.

***

Stał sobie i patrzył na jadący pociąg. Bażant. Na polu. Stał się i patrzył. I ja go widziłem. To był duży bażant. Chyba bażant. Czy ktoś jeszcze go widział?


Pierwsza poważniejsza stacja. Pierwsze poważniejsze wysiadki. Opuszcza mnie kobieta od Bridy. Opuszcza przedział kilka innych osób. Pan, od lodów, tak jak myślałem, czyta wybiórczą. Żegnajcie Krzeszowice. Mogę wyprostować nogi.

Dziewczyna w okularach wyciągnęła inne kolczyki. Trzyma na dłoni, przygląda się uważnie. Czy ma też do nich okulary? Zielono-żółte okulary?

Jej zachowanie wydaje mi się prowokujące dla mężczyzn. Gesty, westchnięnia, zabawa włosami... Nie, nie myślę by robiła to celowo. Nie wygląda na taką. Wola Filipowska. To ja doszukuję się podtekstów. To ja chciałbym je znaleść.

Dziewczyna w boksie obok strasznie zabwnie wyglądała. W ręce otwarta książka, oczy szeroko zamknięte. Odłożyła ją.

Wygląda na typ buntowniczki, takiej, której wydaje się, że wie czego chce, że wie do czego daży, ale jej nie wychodzi. To wszystko wina mainstreamu i popkultury. Peace! Nie, chyba źle ją oceniam. To, że czyta książkę zatytułowną "Buddyzm" o niczym nie świadczy. Nie musi od razu uciekac w inny krąg kulturowy. Może po prostu lubi się wyrożnić, niczym się nie przejmuje. Nie wiem. Ratunku!

To było straszne. Przeszła przez nasz przedział, a może siedzi gdzieś za mną? Boję się spojrzeć. Tak, oceniam ludzi po wyglądzie. Tak, dobrze mi z tym. Dobrze na tym wychodzę. Jeśli dla kogoś codzienna wizyta w solarium jest równoznaczna z być albo nie być, wiem jedno - uciekać! Przymknę okno. Ona, w okularach, sie zbiera. Pan od wybiorczj przesiada się vis a vis.

Wypytał się o laptopa. Powidział, że taraz wygodniej się siedzi. Znów czyta. Albo udaje. To była Trzebinia. Śmierdzi ropą, lub innym paliwem.

Do Katowic nic się nie wydarzy. Nikt nowy nie wsiądzie, nikt zapewne nie wysiadzie. Nikt nie dostanie ataku serca, nikt nie zacznie się krztusić. Nikt nie zmedleje, nikt nie okaże się terrorystą(chyba, ze chłopak z słuchawkami w uczach - to jakaś zmyłka?). Będziemy dalej błogo sie toczyć. Potem każdy pójdzie w swoją stronę.

Wszyscy skończyli czytać. Teraz czas na mnie. Czas zamienić notatnik na książkę. Gdzieś, niemalże w polu.

***

Raptem kilka minut. Nawet dobrze nie zacząłem czytać. Usłyszałem ją, jest tam, tuż za drzwiami przedziału. Gitara. Tak ładnie grała. Jakby sama. Ciekawe dokąd kupiła bilet?