zapiski_z_ostatniego_wagonu // odwiedzony 11121 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (38 sztuk)
21:40 / 31.08.2009
link
komentarz (1)
* 2009-08-11 | (14:37) Kraków - Katowice (16:12) | osobowy InterRegio *

Start->Programy->Akcesoria->Notatnik.
Mokre stopy, podwinięte spodnie, parasol leżący na podłodze, pociąg odpalający silnik. Czuję się... mokro. Co chwila, ktoś wsiada, przechodzi, szuka miejsca. Oczywiście tak, by do nikogo się nie przysiąść. Tuuuuuuuuuuuuuut. Ruszamy. Gasną światła. Nie ruszamy. Tuut. Teraz już krótsze. Ruszamy. Jesteśmy w miejscu. Perony jadą do tyłu. I już nawiązała się jakaś konwersacja. Światła gasną całkowicie. Starsza pani i jak mniemam starszy pan. Nie wiem o czym rozmawiają. Nie interesuje mnie to. Kropla deszczu spływająca po szybie. Chłopak, nie, mężczyzna już próbujący usnąć. "Sztywniak" - mówi starszy pan. Nie wiem o kim. Starsza pani w niebieskim żakiecie wie: "Tak, tak, niesympatyczny". Mężczyzna już śpi, jak mniemam. Głowa swobodnie wisząca na kręgosłupie. Zadbany zarost, nie to co mój. Czerwona landrynka leży na podłodze. Lubię landrynki. Lubiłem. Kupowała je babcia. Najczęściej miętowe. Stały zawsze w małej miseczce lub filiżance. Miała je zawsze. Nie wiem czemu przestała je kupować. Mogę się tylko domyślać. Prężący się, wyprostowany do granic możliwości(to taki oklepany zwrot!) samiec, przeszedł w te i nazad. Kogoś szukał? Biała koszulka z pumą na piersiach. Patrzcie, wszyscy na mnie, wydawał się mówić. Nie, raczej kogoś szukał. Szukał nikogo. Szukał miejsca bez ludzi. Otwarte drzwi do przedziału. Siedzę tuż obok. Nie wiem czemu ich nie zamknę. Dziś mi to nie przeszkadza. Może dlatego, że nie latają, to się otwierając to zamykając. To naprawdę bardzo zdecydowane drzwi. Dziewczyna przeszła przez przedział. Teraz wiem, że mężczyzna w białej koszulce mógł szukać toalety. Zaglądam, czy faktycznie tam jest. Nie ma. To potwierdza moje przypuszczenia. Dziewczyna usiadła w kolejnym przedziale. Rozmowy od jakiegoś czasu przycichły. Starsza pani wróciła do rozmowy z koleżanką. Mężczyzny nie słyszę. Czyżby wysiadł? Być może. Nie przechodził obok mnie, a to najkrótsza droga. Starsza pani musiała go znudzić.
Powroty. Ilu z tych osób wraca? Ile z tych osób wyjeżdża? Dla ilu z nich pociąg może być domem? Widzę nogi pewnej pani. Przez chwilę siedziała twarzą do mnie, później się przesiadła. Może lubi podróżować do przodu. Śpiący mężczyzna jedzie tyłem do przodu. Rozbudził się, zerknął za okno i znów zamknął oczy. Splecione palce dłoni spoczywają na jego ciele. To wygodne. Ręce nie uciekają na bok.

I ja próbowałem się zdrzemnąć. Nie wszyło, ale przynajmniej zamknąłem drzwi. W drugim końcu przedziału coś piszczy. Jest to też koniec wagonu. Początek. Śpiący mężczyzna na chwilę zmienił technikę snu. Ta była bardzo zabawna. Ręka położona na stoliku przy oknie, zgięta w łokciu. Czoło opierająca się o przedramię. Dłoń zwisająca swobodnie. Po chwili mu przeszło. Zaczął czytać książkę. Z nas dwóch to on jest tym lepszym. Oczytany, przyzwoicie ubrany, potrafiący siedzieć. Nie tak jak jakiś gość z laptopem, bosy, z nogami na fotelu naprzeciwko. Przedział opuścili mężczyzna i dwie kobiety. Te ostatnie chyba na stałe. Brodaty mężczyzna w słuchawkach na głowie chyba wróci. Wrócił. KERS. Muszę sprawdzić na czym to polega. Można to montować w pociągach? Jedziemy dalej. Kobiety wysiadły. Na moją obronę powiem, że w japonkach się ślizgałem. I mam białą koszulę. Lubię wracać w najlepszej koszuli. Dziś do wyboru miałem aż dwie. Wczorajszo-przedwczorajszą i białą. Wybór był prosty. Drzwi przedziału przymknięte do połowy. Do połowy otwarte. Odczuwam głód. Czas wyjeść resztki.
Pół bułki, kotlet mielony i woda. Nie myślałem, że jeszcze się przydadzą. Z pełną buzią kiwnąłem pani konduktor, tak, mam legitymację. Dawno nie czułem, żeby mi się tak przyglądano. Musiało ją zdziwić moje zdjęcie, jeszcze z długimi włosami, bez tego marnego zarostu. Dziękuję. Jedźmy dalej. Dobrze, że akurat miałem nogi na podłodze. Niedługo wróci. Lepiej znów je zdejmę. Postój. Gdzieś. Cywilizacja tu dociera. W jednym oknie satelita Cyfra +, w kolejnym n. Jedziemy dalej. Landrynka wciąż leży w tym samym miejscu. Mam do niej jakiś sentyment. Czuję, że to ona powinna być główną bohaterką moich słów. Mała, czerwona landrynka, pośród czarno-białego świata Polskich Kolei Państwowych, spółki, tu zerkam na bilet, PKP Przewozy Regionalne. Jak u Spielberga, tego reżysera. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku. Chłód okala moje ciało.
Czuję już Śląsk. Ten krajobraz i mijane wagony z węglem. Ktoś nowy w przedziale. Mężczyzna, w okularach, z torbą na ramię. Ubrany w koszulę i sweterek. Kołnierzyk sweterka jest chyba w serek. Wraca konduktorka. Prosi go o bilet. Nie zrozumiałem co powiedział, ale ona dziwnie szybko wyszła. Starsza pani, ta w niebieskim, szuka toalety. Bo po co by wyszła zostawiając wszystkie rzeczy? Fakt, może być terrorystą. Nie wygląda. Oni nigdy nie wyglądają. Wyprzedziliśmy jakiś pociąg. Śpiący mężczyzna wciąż czyta. Na jednym z kolejowych budynków mignął mi napis Długoszyn. Gdzie to jest? I czy ma to coś wspólnego z długością szyn? Przejeżdżamy pod jakimś mostem. Nigdy na niego nie zwróciłem uwagi. Na wiele rzeczy nie zwracam uwagi. Słysze, że starsza pani wraca, już jest. Znalazła. Jakiś czas jej nie było. Czy to faktycznie już Śląsk? Toczymy się dalej. Do celu.