zapiski_z_ostatniego_wagonu // odwiedzony 11103 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (38 sztuk)
13:08 / 18.02.2010
link
komentarz (0)
* 2010-02-12| (18:25) Warszawa Centralna - Sosnowiec Główny (21:26) | InterRegio *

Jestem w ostatnim wagonie. Przed chwilą zaczęła się moja podróż. Jest nas sporo, towarzystwo międzynarodowe. Poprzednie notatki nie są zbyt czytelne. Trochę zamokły. Mam nadzieję, że jakoś uda mi się je jednak odtworzyć. Pytanie, czy są tego warte, pozostawię bez odpowiedzi. Tak będzie lepiej. Siedzę na rowerowym stojaku, tu, gdzie powinno wejść koło. Jest dość wygodne. Mam nadzieję, że takie pozostanie. Zawsze wyobrażałem sobie, że będzie wbijać się dużo bardziej. Naprzeciw mnie siedzi chłopak z telefonem w ręce. To rodzaj jakiegoś smartphone'a. Chyba. Jedziemy bokiem do kierunku jazdy, w ostatnim przedziale. Jemu trafiło się wewnątrzścienne, składane krzesełko. Po jego lewej jest dziewczyna o egzotycznej, azjatyckiej urodzie. Mówi po polsku, a na pewno nie ma problemu z powiedzeniem: "Dziękuję bardzo". Nie dosłyszałem naleciałości obcego akcentu. Być może jest nawet Polką. W naszym kraju to wciąż dość dziwne. Ludzie zawsze zwracają uwagę na kolorowych, zawsze myślą o nich jak o obcych. Co kraj to obyczaj. Dziewczyna po mojej prawej czyta książkę. Nie wiem jaką. Jeden z akapitów zaczyna się zdaniem: "Dziadzio chrapał głośno obok babci". Ludzie starają zająć się sobą. Najwięcej z nas czyta, spora część również rozmawia. Jedno ograniczone jest dla tych jadących z kimś znajomym, drugie (pierwsze) dla ludzi umiejących czytać. Ja wciąż ćwiczę kaligrafię, podobnie jak dziewczyna po skosie, na prawo, po przeciwnej stronie, siedząca obok zaczytanego chłopaka w rogu. Egzotyczna Polka (będę upierał się, że jest Polką) popija kanapkę Colą z półlitrowej butelki. Wychylam się nieco bardziej, by poznać osoby siedzące po mojej stronie - chociaż strona po której siedzę wcale nie musi być moja, właściwie nawet nie jest. Myślę, że należy do dziewczyny z książką. Po jej prawej muzyki słucha chłopak w bluzie z czerwonymi rękawami. Po mojej lewej chłopak siedzący na walizce. Wysłałem SMS-a. Trochę się przy tym wierciłem. Teraz już wiem, ze trudy (jakie trudy?!) podróży odczuję dopiero kiedy przyjdzie mi wstać, wyjść z pociągu. Jest 18:57. Chińska Polska nazywa się Lu'u Ly. Dopiero teraz przeczytałem, dojrzałem litery wypisane markerem na walizce, jej wierzchniej części. Napis jest dość duży, L wyglądające jak symbol funta (£), tylko bez kreseczki pośrodku i z nieco bardziej zakręconą górą, ma około dziesięciu centymetrów wysokości. Podpis trudno dostrzec za pierwszym razem, szybkim zerknięciem. Niemal zlewa się z grafitowym tłem. To dobrze, że nie rzuca się w oczy. Nie jest natrętny jak logo NIKE lub Adidasa. Ja też nie chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli jak się nazywam. W pociągu każdy przewozi jakąś tajemnicę. Jedni w małych tobołkach, inni w wielkich walizkach, niektórzy w kieszeni lub telefonie komórkowym. Ja przewożę w piórze, czasem laptopie. Nawet nie jestem głodny, a czeka mnie jeszcze kanapka z McDonald's. To się chyba nazywa kryptoreklama. Czasem się zdarzają. Nie mam zamiaru ich unikać. Chłopak, którego dopiero dostrzegłem, po skosie, na lewo, uśmiechnął się pod nosem. Przeczytał coś w gazecie.
Jest nas osiemnaścioro razem ze mną i wiem, że tej podróży będę pamiętał tylko siebie, być może. To nie jest egoizm. To rzeczywistość. Dwadzieścioro. Dopiero teraz dostrzegłem jeszcze dwóch chłopaków. Możliwe, że ktoś się jeszcze schował. Najstarsza ze zgromadzonych kobiet rozwiązuje krzyżówkę. Ma okulary. Trochę pomógł jej mąż, najstarszy mężczyzna w tym towarzystwie. Podążam wzrokiem za dźwiękiem szeleszczącego opakowania. To mężczyzna o czarnych włosach je rogaliki, te małe, 7 Days. Nie widzę jaki smak, chciałbym żeby były szampańskie. Minął nas pociąg.
***

Jestem pod wrażeniem konduktora. Delikatnie sugerował, że w kasach pracują złodzieje. Chyba połowie osób tu zgromadzonych opowiadał o promocji "Ty i raz, dwa, trzy". Kupować, kupować, żądać w kasie, zachęcał. Pani od krzyżówki mogłaby wraz z mężem oszczędzić 12 złotych. Podobnie jak dziewczyna z chłopakiem Anglikiem(?). "To są trzy, gdzie, cztery piwa, bo piwo po 3 złote przecież. Kupować, kupować". "Chodząca reklama" podsumował to chłopak siedzący na walizce, kiedy zacząłem uśmiechać się pod nosem. Trochę stałem. Było wtedy cieplej. Ciepło leci ku górze. Konduktor bardzo mi zaplusował. Rzadko się takich spotyka. A nie wyglądał.

Zjadłem McKanapkę, bardziej dla zasady zjedzenia niż z głodu, i jabłko, bo chciało mi się później pić. Chłopak na walizce przez jakiś czas rozmawiał przez telefon, z Marianem. Chłopak ma dwa telefony. Jest instruktorem. Jedzie na deskę. Obcięli mu pensję, ale przynajmniej sobie pojeździ za darmo. Dziewczyna Anglika przez jakiś czas była jego służącą. Nie wiem jaki mają układ, ale strasznie mnie śmieszyło, kiedy trzymała na wyprostowanych rękach laptopa, tak by mogli razem oglądać. To była (w mojej opinii) bardzo niewygodna pozycja. Ona chyba też doszła do takiego wniosku, bo teraz trzymają go (laptopa) na kolanach. To MacBook. Czarny, lansiarki (tfu!, miałem się wystrzegać tego słowa!). Oboje siedzą na walizce, jednej, tej samej. Chłopak po jej prawej, ten w rogu, pije piwo, Okocim. Znów mija nas pociąg, dość szybko. A wracając do mojego współpasażera z naprzeciwka, to myślę, że jest synem kolejarza. Nieważne czemu, tak myślę. Myślę, że jego ojciec już nie żyje. Hamujemy. Większość się nagle podnosi. To nasz pierwszy przystanek (Warszawa Zachodnia się nie liczy). Włoszczowa. Zrobiło się cieplej. Ruch=ciepło. Naprzeciw mnie dziewczyny, których jeszcze nie opisywałem. Stanęły jakby chciały tu zostać uwiecznione. Blondynka filuternie uśmiechała się do mnie. Jest grupa osób, która wie co robię. Nie wiedzą kim jestem. Domknąłem drzwi. Jeśli faktycznie to czytacie, to mam teorię kim jesteście. Nazwę was "panie centralnie przed nosem". Nie wiem po co ciągle o was piszę, jeśli już dawno (ach te dwie minuty!) was nie ma. Koleżanko po prawej, skrywałaś uśmiech pod szalikiem i odwracałaś wzrok, szepcząc coś współpasażerce. Nie nadajecie się do pozowania. To było wasze 5 minut.
Jest luźniej. Dalej siedzę w tym samym miejscu. Chłopak z walizki przesiadł się na miejsce dziewczyny z książką, która wysiadła (dziewczyna, nie książka). Angielska para uciekła gdzieś wgłąb pociągu. Pani od krzyżówki siedzi teraz naprzeciwko mnie, tam, skąd wcześniej patrzył na mnie syn kolejarza. Mąż gdzieś jej uciekł. Być może szuka miejsca. Piwny chłopak ze swoją dziewczyną (właściwie skąd to wiem?), to takie głupie, ze swoją dziewczyną w podróży, usiedli na miejscu modelek. Co jakiś czas słychać dźwięk telefonu. Mój było słychać dwa razy. Jest nas teraz jedenaście osób plus zaginiony mąż. Wydaje mi się, że może siedzieć za drzwiami. Piszę dziś w tym samym zeszycie, w którym po raz pierwszy pisałem ręcznie. To było 16. VII 2009 r. Dopiero później dostrzegłem, że taki sposób sprawia mi więcej frajdy. Bardziej intryguje. Kosztem jest mniejsza anonimowość.

Rozprostowanie nóg i chwila przemyśleń. To było tylko kilka minut. Dopiero wtedy do mnie dotarło, czemu konduktor tylko wybranym wspominał coś, o Włoszczowej, że nie ma tam kasy i że promocję można też kupić u jego kolegów po fachu, i że nie mogą doliczyć 5 złotych, bo we Włoszczowej nie ma kasy i że promocja też obowiązuje, i że jest taniej, i żeby się domagać. Klasyczny dźwięk Nokia Tune i rozmowa w obcym języku. Faktycznie, ma ciemniejszą karnację. Stawiałem na Włocha lub Hiszpana. Teraz słyszę, że to raczej rejony wschodnie. Może Hindus lub Arab. Nie mam pojęcia. Doszedłem też do wniosku, że gdyby ludzie wiedzieli, że pociągami jeździ z nimi jakiś wariat i ich opisuje, i przyjmując optymistyczną wersję, że części by się to podobało, doszedłem do takiego oto wniosku, że tak samo jak przedziały są klasyfikowane na te dla palących i te dla niepalących, tak samo mogłyby być klasyfikowane na przedziały opisywane i przedziały nieopisywane. Chyba nie muszę dodawać, że siadałbym w tych drugich, gdzie ludzie nie pozują. Agencja modelek dwa przedziały dalej. Dopiero teraz, patrząc z profilu, dostrzegłem ten charakterystyczny bliskowschodni(powiedziałbym semicki, ale nie jestem pewien) nos. Sam też taki mam, ale to inna historia. Historia nie na tę podróż.

Jestem właśnie w połowie zeszytu. Przeszedłem się przez przedział obok. Mąż krzyżówkowej pani siedzi dokładnie tam, gdzie myślałem. To jego włosy widzę przez szybę. Tam jest dużo cieplej, myślę, że dla wielu zbyt ciepło. U nas jest w sam raz, chociaż ja wolałbym się teraz grzać obok. Przegrzewać się obok.
Podróże z małą ilością postojów mogą wydawać się mniej nudzące, ale są też, równocześnie, mniej atrakcyjne. Po pierwsze twoja wiedza do bycia ogranicza się do bycia w pociągu, do bycia gdzieś między punktem A, a docelowym lub pośrednim punktem B, do bycia w czasie, dwie godziny za punktem A i nie wiadomo ile przed punktem B. Po drugie, chcąc nie chcąc, jesteś skazany niemalże cały czas na tych samych ludzie. Dla ciebie to nudne, mi zawsze brakuje na nich czasu. Krzyżówkowa pani je bułkę. Mógłbym tu opisać dokładniej to, jak miele ją z zamkniętymi szczelnie ustami, jak trzyma ją w prawej dłoni owiniętą w sreberko, jak... mógłbym tu to wszystko opisać, pomijając to, że mieliśmy właśnie postój, zapewne w Zawierciu. Musiałbym też (kobieta wciąż je, teraz trochę wolniej) pominąć wizytę mężczyzny w dziwnej czapce (coś, jakby kaptur peleryny, ale na gumkę, nie przyczepiony do płaszcza, przykrywający tylko górną część głowy i kosmicznie odstający ku górze, nadając właścicielowi kształt jajogłowego). Był też konduktor, ale na niego już też nie ma czasu. Jajogłowy proponował: "Piwo, piwo, browarki jakieś?". Kobieta już nie je. Nawet nie zauważyłem kiedy skończyła. Zbyt się pochłonąłem. Brak też czasu na po trzecie, po czwarte i po piąte, które zostały już gdzieś w tyle, za nami.
Z zapisania aż się zgubiłem. Jest 21:24. Czas by się odnaleźć. Chyba jesteśmy spóźnieni. Chyba na pewno.