zapiski_z_ostatniego_wagonu // odwiedzony 10830 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (38 sztuk)
23:26 / 18.03.2010
link
komentarz (0)
* 2010-03-15 | (14:35) Kraków Główny - Katowice (16:25) | TLK *

Stęskniłem się za domem. Siedzę w pociągu, czekam na odjazd. Zima wciąż przygnębia swoim chłodem, chlapą pod nogami. Nie jest już biało, nie jest kolorowo. Szaro-bure powietrze, ulice, ludzie, pociągi. Powinniśmy już jechać. Stoimy. Czekamy. Jedziemy. Tylko słońce, kiedy nie kryje się za chmurami, wyzwala trochę pozytywnej energii, tylko ono stwarza nadzieję życia, wiosny, szczęścia. Czasem, jak pasażer na gapę wpada do przedziału, przez zamknięte okna pociągu. Lubię takich pasażerów. Pomagają się uśmiechać.

Jedziemy powoli. Toczymy się równomiernie, zachowując rytm. Krajobraz za oknem wydaje mi się przyjemniejszy niż zwykle, nie ma w nim pustki. Są drzewa, ale nie lasy, są domy, ale nie miasta, są drogi, ale to raczej dróżki. Pola nie ciągną się aż po horyzont. Czuję, jakbym jechał w inną krainę, pewnego rodzaju oazę, gdzie ludzie są szczęśliwi będąc, gdzie na przejściu dla pieszych, nie trzeba rozglądać się na boki, bo i tak nie ma mnie co potrącić, gdzie wszystko dzieje się nie po coś, lecz po prostu.

Jest ze mną mężczyzna, lat około trzydziestu. Patrzy za okno. Słucha muzyki. Nad głową ma ogromną, czarną walizkę. Zwalniamy. Mężczyzna opiera się łokciem o stolik, półkę przy oknie, kawałek składanego blatu. Stoimy. Ma głowę opartą na dłoni. Nie kojarzę tej stacji, nie pamiętam. Krzeszowice. Być może zatrzymaliśmy się trochę bliżej i dlatego nie poznałem.
***

Walczę ze snem. Co jakiś czas przymykam na chwilę oczy, by upewnić się, że jeszcze mogę, że jeszcze nie śpię. Trzebinia. Jeszcze godzina. Mężczyzna śpi, drzemie. Łokciem jest teraz oparty o podłokietnik. Słychać dźwięk klawiszy, klawiatury na której dziś piszę. Jedźmy już, pozwólmy mu spać, niczym się nie przejmować. Odjazd. Na sąsiednich torach stoją pociągi towarowe - cysterny, czasem wagony na piasek, czy węgiel. Trzęsie. Przez nieszczelne okno wkrada sęe chłód. Znów marzę o lecie. Słońce jest już w fazie opadania, dając przyjemne, delikatne a zarazem wciąż jasne światło. Kobieta przechodzi korytarzem. Jadę dziś pociągiem z przedziałami, takimi normalnymi, ośmioosobowymi. Zapomniałem już jak takie wyglądają. W moim jest nas tylko dwóch. Odzwyczaiłem się od takiego komfortu. Jesteśmy w lesie. Zwolniliśmy. Mężczyzna trzyma telefon w dłoniach. Minął nas inny pociąg. Lubię gdy słońce w ten sposób oświetla drzewa, twarze. Wszystko wydaje się wówczas takie aksamitne, pastelowe, nawet jeżeli przemijające, to w szczęściu.

Wziąłem dziś ze sobą tylko kilka rzeczy. Książkę, zeszyt, komputer, dokumenty i słoik na pomidorową mamy. Bo są miejsca, których czasem nam brakuje, takie, na które nie mamy czasu, miejsca gdzie pociąg się akurat nie zatrzymuje, gdzie nie jest nam po drodze. Kiedy w końcu za nim zatęsknimy, powinniśmy, po prostu, wziąć torbę albo i nie, wsiąść w pociąg i pojechać, choćby na chwilę, odetchnąć tym innym powietrzem, nawet zachłysnąć się nim. Dajmy tylko naszym płucom szansę odetchnięcia, zaczerpnięcia oddechu. Nie duśmy ich tęsknotą. Jesteśmy w Jaworznie. Jaworzno Szczakowa.

Mężczyzna uśmiecha się pod nosem. Mamy poniedziałek, 15. marca 2010 roku. Temperatura powietrza oscyluje w granicach zera, ciśnienie nieznane, niebo lekko zachmurzone, słoneczne. Dziś mija rok. Dziś stęskniłem się za domem. Nad naszymi głowami jedzie pociąg. Słońce świeci tak jak lubię.