Wpis który komentujesz: | -------------------------------------------------------------------------------------------------------------- opowiadana już historia - wybaczcie osoby znajome, wiem, że znacie (chyba,0) - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Korytarz był długi i ciemny. Zastukałam do drzwi, ale pokój był pusty. Usiadłam na ławce i postanowiłam poczekać. Obserwowałam goniące się pod sufitem muchy. Nagle jak duch byłego Bożego Narodzenia pojawił się przed moimi oczami obraz babci w jej ogrodzie, wśród różowych malw, pouczała mnie że mam ją fotografować tylko, gdy jest uśmiechnięta. Dom babci był drewniany i niektóre jego części pamiętały czasy II wojny. Zbudował go jej mąż. Mąż którym nie zdążyła się nacieszyć. Brzemienna została sama z córką i nienarodzonym jeszcze synem. Pierwsze dni wojny już na zawsze zmieniły jej los. Dom, sad i kawałek ziemi to wszystko co miała poza dwójką dzieci. Mieszkanie podzieliła na pół i zamieszkała z dziećmi w jednej z nich, drugą wynajęła i to było jej główne źródło dochodu. Okupacja budziła w niej lęk o dzieci, za każdy dzień dziękowała Bogu. Mimo tego strachu ukryła w piwnicy na długie miesiące żydowskich uciekinierów. Wstawała wcześnie i wędrowała na kilka godzin w pole. Wieczorem sprzątała gdzie ją chciano: raz na poczcie, czasem w stołówkach. W stołówkach było najlepiej, bo dostawała darmowe obiady i przynosiła je dzieciakom. Mijały lata, a Ona każdego dnia szła rano do ciężkiej pracy i wracała wieczorem. Potem została sama w swoim domu bez wody i ogrzewania. Nie chciała go opuścić. Ogród był wszystkim, całym jej życiem. Pamiętam, gdy w szpitalu zaskoczyłam pielęgniarki nad jej łóżkiem, gdy leżała już z niewidzącym wzrokiem. Jedna mówiła podniesionym głosem do drugiej: "No i po co dajesz jej pić?! Jak im się daje pić, to sikają i potem trzeba znowu pościel zmieniać!" * * * Podałam kobiecie dowód osobisty. Wyrwała z niego zdjęcie i oddała mi razem z aktem zgonu. To wszystko co mi po niej zostało. To zdjęcie, ta opowieść i trochę żalu w sercu, że niektóre bajki kończą się tak źle jak się zaczęły. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------- |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
maelen | 2002.09.11 03:05:20 Ehhh...znowu potwornie zatesknilam do tych, ktorych przytulic juz nie sposob... :((((((((((((( lavinia | 2002.09.03 19:43:16 Eeeehhh.......Ja tez zdalam sobie z tego sprawe ostatnio...... "Śpieszmy sie kochac ludzi......Tak szybko odchodzą....." dora2 | 2002.09.03 14:53:19 ja dzis jestem w podobnym nastroju. to zreszta widac po wierszu jaki wkleilam. czasami lapie sie na tym, ze biegne tak szybko ze nie pamietam ze cos czuje. chwilami sie zatrzymuje i stukam sie w glowe, bo nastepnym razem gdy przyhamuje okaze sie ze juz nikogo wokol mnie nie ma. a ja nie powiedzialam tego co powinnam. irish_coffe | 2002.09.03 14:28:12 wkleiłam te swoja opowieść znowu nastrojona przez maelen. Pomniki sa po to, żeby móc dalej zyć, żeby żyć w przekonaniu że mimo śmierci mozemy coś jeszcze tej drugiej osobie dać. Każdym pochyleniem nad kwiatem, każdym zapaleniem znicza, nadrabiam te dni kiedy powinnam była kochać gdy był na to czas. |