Wpis który komentujesz: | Jakas dziwna radosc przeplata sie z moim smutkiem... dostrzegam w sobie pewna sile, ktora napedza mnie do zycia i istniena w tym swiecie... patrze na moje biurko i polki i sterta tam porozwalanych ksiazek. Wszystkie interesuja mnie, ale nie wszystkie jeszcze przeczytalam. Wiem, ze i tak je "pochlone", ale na razie czas mi na to nie pozwala. Moje male centrum dowodzenia swiatem... hehehe... "moim swiatem" -chyba powinnam dodac... Wczoraj spotkalam sie z moim "EX", ktory towarzyszyl mi na moim balu maturalnym. Ogladalismy razem plytke z tej imprezy. Smiechu bylo co niemiara. Pytal sie czemu na niego tak patrze. A ja wrecz wypalalam kolory jego postaci, wnikliwym wzrokiem. W tym czasie mialam mase mysli, masa roznych teori przebiegala moje mysli. Czasem wydaje mi sie, ze jak by ludzie wiedzieli co mysle, to uznali by mnie za jeszcze dziwniejsza niz dotad sadzili. Ale czy to mnie obchodzi? Chyba nie bardzo... Lubie czuc, ze nie powielam czyis zachowan czy upodoban. Ale czy "inna" znaczy gorsza? Bynajmniej nie w moim pojeciu. Zaczlam sie smiac. Trzy dni po tym jak ze mna zerwal, zamiast cierpiec katusze, to ja sie smialam. Nie po to by go wykpic, czy zniewazyc. Radosnie sie smialam. On spojrzal na mnie ze zdziwiona i zatroskana mina... a moze mial lekka nute zmieszania na twarzy? Moze nie spodziewal sie takiej reakcji? Ale jak inaczej mialam sie zachowac, kiedy w glowie mialam tylko jedna mysl... Ze ejstem szczesliwa... Dlaczego? Bo wiem, ze mimo all moge go miec w kazdej chwili i ze nie zalezy mi na nim... Potwierrdzil to kiedy wracalismy z video world i on zlapal mnie za reke, nie odsunelam jej, pozwolilam mu na to, bo bylam ciekawa co zrobi potem... na koniec probowal mnie pocalowac, ale powiedzialam mu, ze nie caluje sie z obcymi facetami i poszlam do domu... Czulam wolnosc! Zarowno emocjonalna jak i fizyczna. Teraz jets po wszystkim. Mam swoja pewnosc, pewnosc tego, ze to ja ustalam zasady w tej grze. A to mi wystarczy. Nie musze dalej grac, wystarczy ze wiem. Stawiam na siebie. Kiedy rozwine w sobie dziedziny, ktore pozwola spelnic mi sie, wtedy bede wiedziala, ze moge teraz dac cos drugiej osobie. Chce spotykac sie z innymi ludzmi, prowadzic konstruktywne rozmowy, chodzic do kina, tatru, operetki, wymieniac poglady na zycie. Jednak kazdy zwiazek, w ktorym do tej pory bylam to wszystko ograniczal. Czesto klamalam. Teraz nie sprawia mi to wiekszej trudnosci, bo sztuke ta opanowalam wrecz do perfekcji. Ale ktoz z nas nigdy tego nie robil? Nie ma osoby, bynajmniej ja w to nie wierze, ktora by nie sklamala choc raz. Ale po co mi to? Po co mam klamac? chce robic to co kocham, chce byc tam gdzie czuje, ze powinnam byc, nie muszac nikogo oklamywac. W koncu to moje zycie i tylko ode mnie zalezy jak je przezyje. A chce zrobic to najlepiej jak potrafie. Po co? Po to, ze kiedy koniec bedzie juz blisko bede miala usmiech na buzi i w glowie bedzie tylko jedno zdanie "Nie spieprzylam tego czasu" ;-] |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
mother | 2005.03.12 13:49:25 moze nie kocha, a moze kocha i klamie, aby nie krzywdzic tej swojej uwielbianej istotki? sama nie wiem... pocoloco | 2005.03.12 11:55:12 Nie ma tekij osoby, ktora by nie sklamala chociaz raz nie ma:) A podobno nawet, ze mezczyzna, ktory klamie - nie kocha. :) |