Wpis który komentujesz: | kasztanowa zmokłość, czyli pachnąc mandarynkami kiedy podnosiłam z ziemi pierwszego kasztana, z nieba zrobił się wodospad. nie jakieś tam byle kap kap, bo kap kap mnie nie rusza i przed nim nie uciekam. jestem więc teraz zmarznięta potwornie, chociaż już podeschłam. ale ja chciałam w zasadzie coś o wczorajszm wieczorze... bo K. zwany h. natchnął mnie do sprzątania. złapałam więc za miotłę (bo mam) i zgarnęłam z ziemi pół piaskownicy (bo jak się uczę, to robię wokół siebie ogródek...) i chciałam coś jeszcze napisać, ale jednak poczekam na wenę. bo jakoś mi się dzisiaj słowa nie kleją, a chciałam napisać o moim posiąściu dziś drugiego najpiękniejszego płaszczyka świata (bo pierwszy już mam) oraz fantastycznych trampek (bo poprzednie zabiłam dzisiaj, uciekając przed wodospadem). ale najpierw podgrzeję się w wannie. |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
gabiuszka | 2007.09.19 11:59:50 no to jak widać jest to cecha która na pewno nas łączy! ;) tylko taka 'tragedia' jest wstanie zmusić mnie do marszu na zakupy ;D antidote | 2007.09.19 10:25:29 gabi! moja droga! ależ ja nie znoszę zakupów! NIENAWIDZĘ! (chyba, że kupuję coś dobrego do jedzenia, to tak...) ale jak mi marznie to i owo (tyłek i ramiona), albo w butach z powodu zaistnienia drastycznego rodzaju przerwania ciągłości podeszwy, robi się minibasen, to trzeba dokonać zakupów. trzeba i już. gabiuszka | 2007.09.18 20:37:56 zakupy :) typowo kobiece zajęcie na poprawę humoru ;)))) hehe.. a ja niecierppie zakupow ;p |