Wpis który komentujesz: | zniknął. Chodził swoimi ścieżkami aż rozpłynął się pewnego dnia dyskretnie. Wcześniej znikał. Podczas budowy zachodził wstrząśnięty i szukał znajomych kątów. Jeżył sierść, uciekał przed opiekunami, bo też nie myślał abstrakcyjnie. Gubił się mimo znajomych zapachów pięciu ocalałych ścian, które zachłannie obwąchiwał był jak większość ssaków istota terytorialną. Nie sądziłem, że może być tak przywiązany do rzeczy, szaf i parapetów, na których przesiadywał miał na imię Filon. Choć uparcie każdy przekręcał na Filemon. Może bym nie pamiętał ale miał paszport imienny do Unii Europejskiej wcześnie ode mnie. Biało czarny był odmiany polskie. Miał rodowód po matce czy ojcu, raczej wątły i najsłabszy w micie, ale objęty certyfikatem Kliniki Adopcyjnej przez pół roku dzwonili do mnie. Czy dostaje odpowiednie odżywki. Czy mu oko nie zaropiało. A jeśli chciałem Filona pozbawić samczości, oni gotowi byli tanio i bezboleśnie, w ramach promocji trzy wizyty u psychologa zwierząt nigdy nie usuwałem zwierzętom płci. Najpierw była Dunia. Wiódł się długi samczy ród kotów szarych. Pręgowanych. Czarnych z białą łatą. Jakoś top się udało gdzieś rozdać. I kiedy z miotu pozostał jeden jedyny kot okazało się, że to Masza Filon nie trafił do nas przypadkiem. Miał do spełnienia misję. Potrzebny był kobiecie mocno już starszej, aby się nim opiekować kobieta odeszła. Cicho i bez skargi. Zabrakło jej jej. Zagubiony między rusztowaniami kot, zdziczał i schudł, bardziej już przypominał deskę do krojenia warzyw, niż dostojne zwierzątko o błyszczącym futrze a jednak dał się obłaskawić powtórnie, ponieważ był osobnikiem łasym na muzykę klasyczną. Przy Strawińskim mruczał. Bizet strącał futrzarską kulę w czczy sen. Kiedy opera się kończyła stawiał ucha na sztorc i otwierał oko po przekątnej. Wreszcie prężył się na wszystkich czterech kończynach jakby się domagał bisów dzięki niemu coś wreszcie udało mi się zaśpiewać czysto. A jest to wyjątkowa trudna wokaliza. Słuchałem jej z wiekową kobietą, która starała się mi zastąpić matkę. Tuż po pogrzebie wyszedłem z campingowej przyczepy, gdzie nocowałem. Stanąłem pośród stawianych właśnie ścian, biegnąc wzrokiem w górę, z tej niezadaszonej pustce po domu, spytałem niebo i spytałem gwiazdy : Gdzie teraz jesteś Marianno ? z przyczepy płynęła aria Cania Leoncavallo z opery Pajace. Wróciłem smutny a Filon tam siedział. Wyprostowany, zmarnowany kot. Nigdy nie przejawiał zainteresowania muzyką, kiedy słuchaliśmy ze stara kobietą. I wtedy zrozumiałem. Że zwierzęta pamiętają i też tęsknią. Z początku cicho począłem śpiewać wraz z Stanisławem Gruszczyńskim, niskim, matowym barytonem, arię Cania ilekroć upadałem w życiu zawsze wstawałem z ta aria na ustach. Moja aria. Mój kot. Ostatni kot. Filon meloman. Rozpłynął się. Znikł taktownie bo żyję już tylko z wiersza na wiersz. Ostatni raz zaśpiewam ci Filonie arię Cania ... .... Śmiej się pajacu, bo tłum oklaski da ... *** |
Inni coś od siebie: |
Nie można komentować |
To stwierdzili inni:
(pomarańczowym kolorem oznaczeni są użytkownicy nlog.org) |
sinuhe | 2009.12.09 16:10:44 gruba. bardzo mnie cieszą twoje upodobania. U ciebie zaś nastroje jak z Czechowa sinuhe | 2009.12.09 16:09:13 kjuik. mieć nadzieję, a wiedzieć, to nie to samo. Dziękuję Odetto kjuik | 2009.12.09 09:47:56 Zgoda;) nigdy nie bylo inaczej;) gruba | 2009.12.09 09:32:06 no to chyba dobrze, bo ja typa lubię :-) sinuhe | 2009.12.09 01:29:41 klementynko. też tak pomyślałem. Tylko po cichutku. Ludzie to w większości sztywniaki klementyna | 2009.12.08 22:22:22 Laura& Filon sinuhe | 2009.12.08 19:23:38 cheshirecat. miałem kiedyś kota z bielmem na jednym oku. Był łowny. I potrafił ułożyć się wokół karku, kiedy siedziałem i czytałem, i tak zasnąć sinuhe | 2009.12.08 19:17:01 kjuik. dobrze że zwróciłaś uwagę. Dosyć dąsów. Zgoda ? sinuhe | 2009.12.08 19:15:38 gruba. istnieje pewne podobieństwo powierzchowności miedzy mną a Dostojewskim i klimat rzeczywiście podobny, nie przeczę według mojej oceny Idiota jest najlepsza powiescia Dostojewskiego cheshirecat | 2009.12.08 18:26:26 kazdy kot ma swoja historie. zwykle sa krotkie i burzliwe, bo w koncu 9 zyc musi sie na cos przydac. Z szara jak trawy jesienne widzialam sie ostatni raz dawno i pozegnalysmy sie naburmuszone. Ona na mnie, ze zwalam ja z kolan, gdy potrzebuje pieszczot, pani i kojacych dloni, a ja na nia, ze smie mi przeszkadzac w waznym dla mnie momencie. Ona i jej pchly. Pchly dostala w prezencie od domowego lachudry - grubasa w czarne laty, ktory zagubiony zawsze polowal na okazje. Jego chudy ogonek bal sie ludzi. Nie mogla ich nie przyjac. W koncu prezent z okazji wolnosci, ogrodu i slonca widzianego inaczej niz z balkonu na ktory jej wchodzic nie bylo wolno, bo spadla, wybila sobie kiel i przerazila pania swoim zniknieciem. Rozstalysmy sie poklocone i tyle ja widzialam. Znalazla sobie jakiegos, a ten zboj powiodl ja tam, gdzie konczy sie jeden z zywotow wielu kotow... pod kola. Nie plakalam wtedy. Bylam szczesliwa goniac koniec teczy. Teraz mam tylko zdjecia i pamiec po klebku szczescia, ktory zasypial mi pod szyja, na kolanach i kazdym kawalku mnie, ktory byl jej zwinnej lapie dostepny. kjuik | 2009.12.08 10:57:06 albo FF zwariowal;) gruba | 2009.12.08 09:10:13 i przypomniał mi się nie wiedzieć czemu: \"Idiota\" Dostojewskiego.., może to przez kota i chaos.. sinuhe | 2009.12.08 02:47:25 kjuik. nigdy nie usuwam wpisów być moze to tylko ten zajęczy pęd kjuik | 2009.12.07 21:03:55 albo zwariowalam i tylko wydawalo mi sie ze go zostawilam, albo usunales moj komentarz;p sinuhe | 2009.12.07 20:06:56 mirabelek. jak słonie. Ale słonie zdążają na swoje cmentarze mirabelek | 2009.12.07 19:51:01 podobno jak ich czas to już tak mają, że odchodzą niezauważone. dobre zwierzaki. |