|
|
... jego mózg...
... wysyłał wszelkie możliwe sygnały alarmowe. Ta niewielka część, która pozostała pod jego kontrolą, metodycznie je ignorowała. Nie reagował, pracując zawzięcie. Jeszcze tylko chwila, parę zdecydowanych ruchów i... W końcu dopuścił do siebie wycie syren alarmowych, odgłos tłumu ludzi w ciężkich butach wbiegających po schodach, bełkotliwe wezwania przez megafony. Ale teraz... teraz nic już go nie mogło powstrzymać. Nagle ogarnął go spokój, uczucie, którego nie smakował od bardzo dawna. Usiadł na jedynym w pomieszczeniu krześle tak, by widzieć drzwi. Kroki coraz wyżej... jeszcze pół minuty... dziesięć sekund... wiedział, że musi mu się udać.
W tym samym momencie, w którym drzwi rozleciały się w drzazgi, potężne eksplozje zaczęły rozrywać fundamenty rzeczywistości. Rozpoczęło się. Najpierw opadły drobne szczegóły, detale, półcienie. Potem przyszła kolej na kolory, potem powierzchnie. Pozostały już tylko umowne ramy Wszechświata. Ostatnia eksplozja i został sam, zawieszony w próżni, bez tła, bez kontekstu. Mruknął do siebie bezgłośnie 'Tyle zachodu, by zacząć od nowa', po czym zmęczonym krokiem odszedł w nicość...
|
|
|