Jesien zapukala do pustego przepelnionego ludzmi swiata. Deszcz, liscie na chodnik, chmury i szaro za oknem, taka jest najblizsza perspektywa na nadchodzacy czas. Za oknem szybko sie robi ciemno, lubie noc, lubie gdy jest ciemno za oknem. Idac ulica mkna szybko marzenia, jedno za drugim, ludzie podarzajacy do domu, czesto nie patrzacy przed siebie, zadumani, zamysleni. Ciekawe o czym ? O swoich sprawach, klopotach, problemach, smutkach, a moze o swoich sukcesach ? Mijaja siebie, czasami patrza sobie w oczy... czekaja na autobus, rozmawiaja przez telefon, wielcy nieznajomi w pustym swiecie i tylko On ich wszystkich zna - sasiedzi jego dnia codziennego. Ide ulica, slucham radia, ktore czesto jest zagluszane przez pedzace samochody, a mysli w mojej glowie kraza w okol otaczajacej rzeczywistosci. W drodze do Anny zastnawiam sie co mam jeszcze dzis do zrobienia, jakie sprawy powinienem zalatwic, ostatnio czesto zdarza mi sie o czyms zapomniec. Porzadkuje w glowie mysli, rozwazam wazne sprawy. Bedac juz kolo Anny domu zastanawiam sie, czy przywita mnie w drzwiach z usmiechem na ustach, czy moze tez bedzie smutna, zmecznona, niewyspana ? Zostaje u Anny krocej lub dluzej, zaleznie od nastroju Anny, a takze od spraw ktore jeszcze owego dnia musze zrobic w domu. Pozniej pozegnanie z Anna na kilka, kilkanascie godzin i powrot do domu. Znowu ulica, samochody, marzenia, mysli rozne, silny wiatr na policzkach, sluchawki w uszach, droga ktora znam na pamiec pod moimi stopami. Znowu robi sie cicho coraz ciszej, staje przed wyborem, dluzsza droga, krotsza droga. Czasami wybieram dluzsza, kolo krzyza, ide nia gdy mysle o czyms inspirujacym, ciekawym, droga zdala od ludzi i tlumu, droga ktora ide w skupieniu i ciszy, ktora tylko co jakis czas przerywana jest przez pedzace samochody, tak jak szczescie w zyciu przerywane jest przez problemy i porazki. Wchodzac do domu marze sobie o tym bym zastal pusty dom, bym dalej mogl delektowac sie cisza. Widzac swiatlo zapalone w pokoju mysli odchodza gdzies daleko po to by powrocic nastepnego dnia. Zawsze Zbir czeka na mnie, przynosi mi jedna ze swoich zabawek cieszac sie. Co prawda cieszy sie bardziej gdy Anna przychodzi, ale tak czy inaczej zawsze widze radosc na jego mordzie. Wchodze do pokoju wlaczam komputer, maile, gg, strony WWW, codziennie te same, maly review, pozny obiad, badz obiado-kolacja, jak kto woli, przez chwila TV, pozniej komputer az do momentu w ktorym stwierze, ze jutro trzeba wstac wczesnie. Rano budzac sie pierwsze co robie patrze na zegarek, pozniej patrze za okno. Kurde znowu pada, stawiam wode na herbate, szybko sie myje, wychodzac z lazienki zalewam herbate, ubieram sie, pije herbate i wychodze, nie jem sniadania bo nie lubie. Ide na uczelnie, zaleznie od pory albo znowu mijam ludzi pedzacych gdzies przed siebie w pogonii za pieniadzem, albo ide na uczelnie o takiej porze dnia, gdzie ludzie dotarli juz do swojej pracy, gdzie siedza i zarbaiaja pieniadze by pozniej moc wydac je na jakies pierdoly, badz na zarcie. Pozniej uczelnia, raz jest fajnie, raz nie, zalezy. Q grupie jak zawsze jestem outsiderem, nie gadam ze wszystkimi bo po co ? o czym mam gadac, o wodce, piwie, pubie, podpalaniu marychy, nie nie bawi mnie to. A moze porozmawiac o wczorajszym wykladzie, zadaniu, sprawozdaniu, tez mnie to nie bawi, nie jestem kujonem i zagorzalym fanem studiow. W przerwach miedzy wykladami czesto dowiaduje sie rad jak robic by nic nie robic, wdycham dym z papierosow, glupie zajecie ale co zrobic. Idac na kolejny wyklad znowu mijam setki twarzy, jedne znam, drugich nie rozpoznaje, czasami uslysze "czesc" lub "hej", odpowiadam z nudow mowiac wolno "siema" i ide dalej. Znowu zajecia, siedze slucham, poprawka - staram sie sluchac, roznie to wychodzi, mysle znowu o tym kiedy wroce do domu. I znowu ulica, zmrok, nieznajome twarze pedzace do domu. Jednym slowem monotonia. By ja przerwac ostatnio z Anna zaczelismy chodzic na treningi Aikido nie jest to co prawda to samo co Karate Kyokushin ale tez mi sie podoba, moze z Anna bedziemy takze chodzic na basen, kto wie.
I tak codziennie, az do weekendu, weekendy mijaja mi roznie, wiec tu nie bede sie rozpisywal, najczesciej robie sobie jakies plany na weekend, ktore czasem udaje mi sie zrealizowac.
Jesli jezcze chodzi o noc, czesto mi sie snia ostatnio jakies dziwne rzeczy, glownie sny bazuja na watkach historycznych, ostatnio pojawia sie takze sen, ktory nazwalem "Tajemniczy SS-Man". Ten SS-Man to ja, co prawda nie widze w nim wlasnej twarzy, jedynie widze go we snie, ale wiem, ze to ja, mam uczucie jakbym patrzyl sam na siebie. Lsniace czarne buty, czapka, dziedziniec, flaga ze sfastyka, chmury, szarowka/zmierzch, deszcz. Zawsze ta sama perspektywa, wyostrzone kolory, uspokajajaca cisza, duze skupienie w oczach patrzacych na "mnie" innych zolnierzy. Nigdy nie widze "jego" twarzy, stoi do mnie odwrocony pod katem 45 stopni. Daje mi cos do przemyslenia, jest zamyslony, w rece ma jakas teczke...
Dziwny jest ostatnio ten moj swiat, na ludzi patrze dosc krytycznie, moze dlatego, ze glupta jest to najgorsza choroba jaka moze dotkniac czlowieka. Na ulicy mijam pelno jakis szurnietych ludzi, zwydonialcow, dziwnie ubranych, ludzi zwracajacych na siebie uwage. Czasami mijam ludzi starych, patrze wtedy im w oczy, ich wyraz twarzy daje mi czasami wiele do myslenia. Czasami ze slepego wyizolowanego tlumu udaje mi sie dostrzec jakas ciekawa twarz, mysle wtedy o kims takim, kim jest, co robi w zyciu, etc. Ostatnimi czasy utkwil mi w pamieci T.. T. to pseudonim nadany mu przeze mnie, nie wiem jak sie naprawde nazywa, wiem, ze studiuje na mojej uczelni, spotykam go dosc czesto, latwo rzuca mi sie w oczy, zawsze zamyslony, ma strasznie ciekawa twarz, nie slyszalem by cos mowil, interesujacy typ. Interesuje glownie mnie, inni nie zwracaja na niego uwagi lub krytykuja jego sposob bycia, dosc dziwny czlowiek. T. przypomina mi kogos, sam nie wiem kogo... dziwna sprawa. Wracjac jeszcze do otaczajacego mnie swiata, troszeczke inaczje poukladaly sie pewne sprawy w mojej glowie po ostatnich wakacjach. Dostrzeglem to czego przedtem nie bylem w stanie zauwazyc. Pewne rzeczy zadzialaly na mnie pozytywnie, inne pozostaly gdzies we mnie i czasami draznia mnie jak sol w oku, recepta na to jest tylko przecieranie oczu i patrzenie nadal na ten walniety swiat wypleniony walnietymi ludzmi, myslacymi tylko o sobie badz starajacymi sie nasladowac czyjes szurniete zachowanie. I w ten oto sposob rosnie zwichrowane spoleczenstwo szurnietych ludzi myslacych tylko o sobie i zajmujacych sie tylko wlasnym tylkiem, ludzi ktorzy nie potrafia popatrzyc dalej niz poza szubek wlasnego nosa. Szkoda, ze sie tak dzieje, najgorsze jest to, ze ludzie czesto tez bazuja na niewlasciwych autorytetach, ale po co o tym pisac dalej. Moglbym napisac na ten temat chyba prace dyplomowa... :,0)
Na uczelni poza tym zapowiada sie dosc dziwny semestr, sam nie wiem dlaczego, porpostu jakos tak czuje. Dobrze przynajmniej, ze udalo mi sie zalatwic stypdendium.
Za okolo miesiac 3 termin egzaminu na prawo jazdy, zygac juz mi sie chce tym jebdanym prawo jazdy, jak znowu sobie pomysle ile mam kasy wydac na dodatkowe jazdy, to zaprzeproszeniem zygac mi sie chce.
Ogolnie zycie jest jakies bez smaku ostatnio, jedynie cieszy mnie w dalszym ciagu, ku mojemu wielkiemu szczesciu bycie z Anna, co prawda w kazdym zwiazku sa chwile dobre i zle, tak samo jest u nas. Ostatnio slyszalem takie powiedzenie "ze nie mozna miec wszystkiego", te slowa chyba bardzo pasuja do mojego podejscia do spraw zwiazanych bezposrednio ze mna i z Anna.
A Anna nadal jest taka jaka byla, ruda, kochana, promienna. Tak bardzo bardzo kocham w niej ta naturalnosc i piekno, nie splamione zadnym solarium, farba na wlosach ani innymi tymi wszystkimi rzeczami stworzonymi dla szurnietych kobiet chcacych zrobic z siebie pieknosc. Nie wiem czy to az tak trudno zrozumiec, ze z szklanki wody ocean nigdy nie powstanie, tak samo z pospolitej, niegrzeszacej uroda kobiety nie zrobi sie pieknosc, ktora rzuci wszystkich w okolo na kolana. Skromna, mala, mieciutka Mysiowa chyba zawsze taka pozostanie, jest tym promykiem slonca, ktory codziennie mimo deszczu za oknem ogrzewa moje cialo. Jedyne czego bym pragna to by Anna byla czasami jak kropla wody, ktora potrafi drazyc skale, ktora przedostanie sie wszedzie, nie zwazajac na bariery i inne problemy, kropla ktora podaza wlasnym rytmem, nie napedzanym przez nikogo... ale kazdy z nas jest przeciez w jakis sposob zalezny od innych rzeczy, tak i kropla wody, moze byc zalezna od podmuchu wiatru, ale chcialbym, by ten wiatr byl mily i cieply, lagodnie szumiacy w lesie i rozkosznie smahajacy po twarzy, a nie by byl mrozny, suchy i nieprzyjemny, wywolujacy uczucie zimna i dyskomfortu. Tylko co zrobic by wlasnie taki cieply i przyjemnu wiart pomagal kropelce ???????
Takie wlasnie dziwne mysli kraza w mojej glowie...
|