Zawsze staralem sie byc tolerancyjny, praktycznie tolerancyjny na wiele rzeczy jakie mnie spotkaja w zyciu codziennym. Ale jest pewna rzecz, na ktora chyba zawsze moj poziom tolerancyjnosci bedzie wskazywal zero, ta rzecza jest klamstwo. Uwazam, ze jedna z najgorszych rzeczy ktora moze spotkac czlowieka w zyciu to klamstwo. A klamstwo to takie paskudztwo, ze nigdy nie wiesz kiedy wyjdzie na jaw, a gdy juz wyjdzie to pozniej nie jest zbyt dobrze.
Nie nawidze byc oklamywany, a juz na maxa nie nawidze gdy ktos ewidetnie klamie i sie do tego nie przyznaje, a totalna bezczelnoscia jest oklamywanie mnie bez kompletnie zadnego powodu w kompletnie nie zrozumialym dla mnie celu.
To tyle wywodu na temat klamstwa i moich pogladow.
Poszedlem spac troszke pozno bo po godzinie 1.00 ale nawet sie wyspalem, snily mi sie 4 sny, z tego az 3 udalo mi sie zapamietac.
1 sen zakonczyl sie przebudzeniem, pierwszy raz czegos takiego doswiadczylem, przebudzilem sie bo ktos we snie chcial bym sie obudzil, gd otwarlem oczy w pokoju bylo ciemno, ale miejsce na ktore patrzylem robilo sie jasne, hmmm wiec nie wiem czy sie przebudzilem, czy dalej snilem, ale napewno sie przebudzilem, jestem w 100% pewien, bardzo dziwne uczucie.
2 sen dosc glupi :,0) manewry wosjkowe polaczone z desantem szturmowy z helikoptera :,0),0),0),0) Alez ja mam sny.
3 sen hmmmm cholera sen zakrecony na maxa, niczym jakas opowiesc w ktorej ja bralem udzial, napewno we snie jest jakis moral. W snie pojawialo sie wiele symboli, za kazdym razem kiedy jakis symbol sie pojawial, wiedzialem, ze jedna osoba z mojego snu gdzies odejdzie/ucieknie/rozplynie sie, poprostu ta osoba zniknie. I tak znikali po koleii wszyscy, az zostalismy w 4, ja, ona(nie wiem kim ona byla, ale to byl ktos znajomy, kogo ja dobrze znam, ale nie pamietam twarzy, nie pamietam imienia,0) i jej rodzice. W koncu snu doszlo do momentu, w ktorym jej ojciecwyrzucil wszystkie rzeczy z domu, aha sen rozgrywal sie gdzies na wsi. Po wyrzuceniu rzeczy pojawil sie "niby" jakis symbol, ktory wskazywal na to, ze znowu za chwile jakas osoba zniknie ze snu/ze swiata. Tak czy inaczej ona poprosila mnie o to, bym powstrzymal jej ojca, niestety ja tego nie zrobilem, wsiadlem na jakis rower, ktory zostal wyrzucony wsrod rzeczy wyniesionych przez jej ojca z domu i odjechalem, gdy ujechalem troche zastanowilem sie i zawrocilem, gdy wrocilem ona odeszla jedynie o parenascie metrow od miejsca w ktorym sie rozstalismy, w momencie w ktorym ja na rowerze odjechalem. Gdy wrocilem ona byla juz smutna, miala do mnie zal, ze nie powstrzymalem jej ojca, okazalo sie, ze ojciec znikl razem z matka, i we snie pozostalismy juz tylko w dwojke, ja i ona, lecz ona byla smutna.....
|