Wczorajszy dzien minal, milo, szybko i spokojnie, dzien kolejny dziwny dzien.
Dzis spacerujac noca z psem spotkalem Ja, spotkalismy sie na rogu rzeczywistosci i marzen, w miejscu w ktorym czasoprzestrzen sie zalamuje, a zycie zmienia bieg na calkiem inny. Spotkalismy sie, nic nie mowilem, bo nie chcialem nic mowic, w niektorych chwilach zycia slowo jest czyms tak wielce zbytecznym, ze glupota byloby zaprzatac nim sobie glowe. Popatrzylem na Nia przez dluzsza chwile, wiedzialem, ze sie boi, czulem to, Jej spojrzenie i wyraz twarzy mowil mi o wszystkim, a ja o tym wszystkim dobrze wiedzialem. Zrozumialem co czuje, bo ja czuje to samo, nawet chyba pies tez zrozumial, bo nie odszedl daleko, usiadl tuz obok. Chcialem Ja przytulic i powiedziec, zeby sie nie martwila, ze wszystko bedzie o.k. ale nie potrafilem, nie moglem tego zrobic, bo narazie nie bedzie o.k. Zyjac w betonowym miescie wsrod bezmyslnego stada napeweno nie bedzie o.k. Wiem jedno, ze kiedys, kiedys nastapi taka chwila, ze ja przytule i powiem, ze juz nie ma sie czym martwic, ze juz wszystko bedzie dobrze. Wydaje mi sie, ze Ona sama dobrze wie, ze taka chwila nastapi, niestety ani Ja, ani Ona, ani tez pies zapewne nie wie kiedy to sie stanie.
Stalismy tak sobie przez dosc dluga chwile, chwila ktora moglaby trwac wiecznie, stalem i czekalem az na Jej twarzy pojawi sie chociaz iskra nadzieji na lepsze jutro, Ona wiedziala, ze nie odejde az ta iskra sie pojawi. Po kilku minutach usmiechnela sie, popatrzyla mi gleboko w oczy, poglaskala psa po karku, podeszla do mnie i powiedziala bym juz poszedl bo bedzie za chwile padac. Usmiechnalem sie, pomachalem lapka i poszedlem. Nie wiem czemu poszedlem, zrobilem kilka krokow, popatrzylem w niebo i zobaczylem jedynie ksiezyc, gwiazdy i kilka malych chmury, zatrzymalem sie poniewaz uzmyslowilem sobie, ze i tak nie bedzie padac bo przeciez niebo bylo czyste tej nocy, odworcilem sie powoli majac nadzieje, ze zobacze Ja w miejscu w ktorym sie pozegnalismy. Niestety nie bylo Jej juz, nawet nie wiedzialem w ktora strone odeszla, wiec nie bylem w stanie za Nia pojsc, mimo iz bardzo chcialem. Zrobilo mi sie smutno, ale tylko na moment, pies przybiegl do mnie, zaczal machac energicznie ogonem i pobiegl dalej, tak jakby chcial mi przypomniec, ze jeszcze przeciez spacer niezakonczony. Poszedlem wiec ja i pies razem, w dalsza droge, pies biegl przedemna tak jakby chcial mi cos pokazac, gdzies do jakiegos celu zaprowadzic. Ale ja dobrze wiedzialem, ze jedynym moim celem jest znowu spotkanie sie z Nia... Wrocilismy do domu, zrobilem sobie cieplej herbaty, a pies przyszedl i siadl obok mnie, popatrzyl na mnie, ziewnal sobie i polozyl sie obok tak jakby na cos czekal, chyba wie, ze ja takze czekam....
|