00:26 / 05.09.2001 link komentarz (6) | Nad ranem Jose wreszcie dotarł do matki. Dotarł do matki, bo wiedział, że u niej zawsze, zawsze u niej może spać, może nie spać, może móc. Stał na rozstawionych nogach pewny jedynie, że nie pomylił pięter, bo przecież już w dzieciństwie na drzwiach wyrył gwoździem swoje inicjały. Matka wpuściła Jose do środka. Patrzyła się na niego długo, można powiedzieć, że po matczynemu bezczelnie długo. A potem powiedziała cicho: - Jose! Jose, mój synu, w twoich oczach widzę wszystkie tajemnice Kadyksu.
.
|