01:30 / 11.09.2004 link komentarz (2) | Piatek
Popiedolilo mi sie z denia. Szef od lapnia za chabety nie podal S. jeszcze do sadu - narazie ja straszy przysylajac wielce interesujace listy w ktorych wypisuje ilez toto ona jemu jest winna, co powinna oddac i co bedzie, jak nie odda.
Milusi, nie?
Do pracy jako rekruterka musze sobie podrasowac resume tj. wyssac z palca doswiadczenie, ktorego nie mam. Zaprawde, nie znosze klamac... ale jesli jest to jedyna droga do zalapania sie do jakiejs roboty, to pierdole rowno. S. twierdzi, ze nikt tego sprawdzac nie bedzie, a jak sie zapytaja o referencje, to mam podac jej nazwisko i numer telefonu.
Do rozmowy kwalifikacyjnej (o ile do niej dojdzie, bo jeszcze CV nie zaakceptowane) musze sie niezle przygotowac tj, wymyslec wielce przekonujaca historie pokrywajaca okres doswiadczenia, ktorego nie mam.
Na szczescie dla mnie w tej branzy nie ma takich "twardych" umiejetnosci jak np. w wypadku software engineers, wiec mam nadzieje, ze jakos sobie poradze.
I. poprosilam o sprawdzenie i skorygowanie mojego urobionego resume... i sie na mnie wydarl. Zrobilam dwa bledy.
Mamy miedzy soba taka umowe, ze on bedzie poprawial moj angielski (wtedy kiedy cos mowie i pisze). Z pisaniem to pol biedy... ale z mowieniem znacznie gorzej. No i on sie strasznie denerwuje, kiedy iles-tam razy z rzedu robie ten sam blad. Prawda jest taka, ze jak sie czlowiek raz zle z bledami nauczy, to pote to wyplenic jest cholernie trudno. |