06:45 / 17.10.2004 link komentarz (0) | Matko
co za tydzien. W piatek opuscilam prace po 12 godzinach. No. Potem przewalanie sie u I. do trzeciej nad ranem i o 7.30 pobudka (w sobote rano) - bo przeciez do szkoly trzeba...
Zaprawde, zaprawde nie mam pojecia jak ja tam w ogole dojechalam. Jeszcze ciekawsza byla podroz powrotna po zajeciach. Stopien mojej przytomnosci rownal sie jakims liczbom ujemnym i jak juz zajechalam i zaparkowalam to zdalam sobie sprawe, ze NIC nie pamietam. Biala plama w mozgu na temat tego jak, gdzie i w ogole. Najwyrazniej jechalam na autopilocie. Pieknie, kurwa nie ma co, pieknie...
Ale to wszystko nic, bo ja wlasnie sie obudzilam i jestem gotowa do zycia (w koncu zblizaja sie godziny wieczorne..) a I. umiera z niewyspania. Byczyl sie do jedenastej rano i dalej niewyspany...
Ja tego po prostu nie pojmuje...nie pojmuje...Jak ja bym miala taka wydajnosc jak on, to chyba nigdy bym studiow nie skonczyla (bo wszak studiowalam i pracowalam), nie mowiac juz o tym, ze robilabym to co robie tu gdize robie i jeszcze na dodatek szkolka.
On przychodzi do domu z roboty i umiera z niewyspania i zmeczenia - zewlok po prostu; ja przychodze z roboty i musze ogarnac chalupe, zrobic zarcie, zabrac sie za prace domowa na zajecia i jeszcze sie do roboty douczyc.
Jestem po prostu WIELOPROCESOROWA. Double CPU pieprzone.
Inna sprawa ze lata juz nie te i aby patrzec, jak sie przewroce i juz nie wstane .... |