Fuckin' disaster... w poniedzialek chcialem zrobic wpis, ale oczywiscie moj net sie zbuntowal i odmowil poszluszenstwa. Wiec tak po kolei:
poniedzialek - dziwny dzien, dziwna pogoda, dzien dziwnego nastroju. Cos tam mi ciagle po glowie chodzilo jakies dziwne mysli nieuporzadkowane. Odwiedziny na grobach bliskich, chwila zadumy, refleksji. Zreszta wczoraj stwierdzilem, ze za duzo dumam. Wieczorem czulem sie zle, zle fizycznie, mdlilo mnie, brzuch niby nie bolal, ale cos nie ten teges. Wypilem miete i mi na szczescie przeszlo.
wtorek - pracowity dzien, rano do pracy, przed praca wizyta w Tesco po ciepla bagietke z sezamem, mniam mniam. Pozniej praca, jak to w pracy nawal obowiazkow na glowie, kazdy czegos chce. Po pracy praca w domu, troche TV, troche klikanie, troche TV, spacer z psem i tak jakos zlecialo. Poza tym sasiadka mi oznajmila, ze moj ojciec znowu w nocy z czwartku na piatek bawil sie w szpiega szoguna i zagladal mi w nocy do okien. Ehhh duren jeden.
dzis sroda - znowu praca i pewnie zakupy wieczorem. W piatek przychodza mi wymienic windowsy wiec rolety jakies przydaloby sie kupic.
Ide spac, ogolnie chyba jakas jesienna deprecha mnie lamie, ale co tam, damy rade :)
|