cess // odwiedzony 86420 razy // [trez|by|vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (140 sztuk)
16:44 / 01.12.2004
link
komentarz (2)
Walcze z samotnoscia.
Mimo, ze sie nie przepracowuje na codzien, zauwazam u siebie symptomy pracoholika na urlopie. Od zeszlego poniedzialku, czyli juz ponad tydzien przenioslam swoj kacik pracy do domu. Pierwszego dnia bylo przyjemnie. Wstalam rano, sprzatneam to, co moglam sprzatnac pod czujnym okiem tesciowej, ktora na kazda moja probe wlezienia na stolek i starcia kurzu z najwyzszej polki chrzakala nerwowo sugerujac, ze nie jest to rozsadne. Pozniej popracowalam sobie troche lezac w lozku, posluchalam muzyki, obejrzalam kilka filmow. Bylo git. We wtorek zrobilam sie nerwowa. Nic mi sie nie chcialo robic. Ani sniadania zjesc, ani wogole wyjsc z wyra. Przez 2 godziny z pietyzmem polerowalam kuchenke stosujac conajmniej 4 srodki czystosci, w tym odkamieniacz, mleczko, i jakis wynalazek z dna szafki sluzacy do nablyszczania. Potem zrobilam rolady. Rolady. Duzo rolad, a kazda starannie nafaszerowana rownej dlugosci kawaleczkami ogorka, i innymi cudami, a nastepnie zawinieta 8-10 zwojami kordonki (kordonka? nazwijmy to gruba nicia...). A pozniej znow umylam kuchenke. I stwierdzilam, ze nie mam po co zyc. W srode pojechalam na zebranie do pracy. Musialam. gdybym zostala chociaz chwile dluzej w domu dostalabym pierdolca.
W ten sposob zebralam troche pozytywnego feng shui do domu na czwartek i piatek.
Weekend na studiach. Powtarzalam sobie w duchu- tylko nie zacznij rodzic. Co prawda kompletnie juz zglupialam od tych wszystkich madrych ulotek i ksiazeczek o objawach porodu, stwierdzilam wiec, ze bedzie, co bedzie i najwyzej w pewnym momencie podejde do wykladowcy i powiem "przepraszam, ale musze wyjsc, albowiem JA RODZE!". Kiedy pod koniec niedzieli po cudownych 8 godzinach wykladow odczytywalam referat juz bylo mi wszystko jedno i stwierdzilam, ze moge nawet urodzic, byleby juz miec swiety spokoj. I tak znow obudzilam sie w poniedzialek z bloga swiadomoscia, ze nie ide do pracy. Cale szczescie znalazl sie jakis artykul, ktory trzeba bylo napisac "na juz" (co prawda sama wybralam sobie temat, wysepilam od wytworni sesje zdjeciowa i materialy prasowe juz dwa miesiace temu, ale jak to czesto bywa z rzeczami, ktore "sie zrobi wczesniej, zeby byly" pisalam go w dniu, w ktorym mialam go oddac), wiec znow odzyskalam energie i sily witalne. Co z tego, skoro w tak zwanym miedzyczasie nabawilam sie grypy. A jak to bywa ww takich wypadkach, musze sie zdac na stare, domowe sposoby "prababci". Plukanie gardla sola, kapiele rozgrzewajace w ziolach, zakrapianie nosa woda morska (ach, cudowna woda morska, czy juz wspominalam, ze dzieki temu sprejowi czuje sie jak na wakacjach w Turcji, kiedy skakalismy do morza... Luby z 10 metrow, a ja stylem "ojezu" z 2 metrow? Efekt tak czy siak podoby potworne uczucie wypalania tkanek we lbie przez drapiezna sol...) , mleko na cieplo i zimno, no i przede wszystkim mikstura specjalnie spreparowana przez babcie Lubego, oczywiscie z przepisu z Tiny, albo innego Naj. Ja sie odegram. Za conajmniej pol roku. Nazre sie antybiotykow, koniec z herbatkami sratkami. ywarami z czosnku i cytryny. Penicylina dozylnie.
i 20 panadoli.
I Wodeczka.
Dzisiaj od tego calego w domu przesiadywania nie wytrzymalam i oczywiscie zaczelam skakac (eufemistycznie sprawe ujmujac) i sprzatac pokoj, w chwili przerwy poparzylam sobie nadgarstek- tak dla jaj, patelnia, oraz wbilam noz w plaec, bo zycie jest takie piekne- jednym slowem zrobilam obiad, prawie ze z niespodzianka (zwana takze czesto "wkladem miesnym").
Efekt aktywnosci zgodny z przypuszczeniami. Pol dnia w pozycji horyzontalnej i jedna mysl- no Mlody, nie teraz, nie dzisiaj, jutro robie reportaz, poczekaj do piatku, ajt?
No i czeka. W piatek moge rodzic. W sobote i niedziele znow studia wiec lepiej nie, a potem od poniedzialku czekamy z otwartymi ramionami.
Byle nie 9-ego. Wiecie co jest 9-ego grudnia? Zmasowany atak narodzin strzelcow. Babcia Lubego i moj kuzyn. WYstarczy tego.
Bo pozniej przyjda do nas z IPNu i oskarza o zbrodnie katynskie oraz zanieczyszczenie powietrza i szereg nieszczesc meteorologiczno-spolecznych.
Jak na zlosc z ksiazek, ktore przyslali 1,5 miesiaca temu, prawie juz nic nie zostalo...

*rybi chuj