|
![]() |
mumik // n-log home |
![]() |
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca | wszystkie |
Zle sie czuje teraz, po tym wieczorze u kolegi.
Jak zawsze po spotkaniach z ludzmi z liceum. Jestem ten gorszy. Jestem outsiderem. I chodzi nie tylko o to, ze rozmawiaja o spotkaniach w "naszym" a wlasciwie w ich gronie, o ktorych nikt mnie nie powiadomil. Ja nawet nie za bardzo moge nic powiedziec w tym towarzystwie. Oni sa bystrzejsi, zabawniejsi. Oni prowadza prawdziwe, chlubne zycie, robia doskonale kariery, podrozuja po calym swiecie. No a z czym ja moge wejsc do rozmowy? Co kogo interesuje moja podroz po Irlandii, skoro kolega byl w Meksyku i porownywal wrazenia z Meksyku do wrazen z Boliwii i Tajlandii? Co kogo interesuje moja dorywcza praca, skoro wspolny kolega dostal wlasnie prace w Ernst&Young? Co kogo interesuje moje zycie prywatne, skoro inny kolega z klasy, gospodarz dzisiejszego spotkania, niebawem bedzie mial drugie dziecko, w szczesliwej spokojnej rodzinie? Co kogo interesuje cokolwiek co ja moglbym powiedziec, skoro prawie wszyscy koledzy oprocz mnie byli lub sa na stypendiach zagranicznych i dostaja stypendia naukowe. Jeden z kolegow, niegdys bliski kolega - przez cala podstawowke i pol liceum, obecnie prawie brak kontaktu, pol roku bedzie studiowal w kurortowym miasteczku w Hiszpanii, a potem bedzie konczyl pisac magisterke w Ghanie. Czymze ja jestem przy nich, z tylkiem przyrosnietym do fotela w moim zabalaganionym pokoiku na Ursynowie? |