18:19 / 22.04.2005 link komentarz (0) | Rozdział VII 
 
Most linowy nad przepaścią 
 
 
Po tej pamiętnej nocy przeraziłem się. Najpierw siebie, potem otoczenia, a na końcu tego uczucia, które zaczynało ogarniać mnie bez reszty . Co ciekawe tego nie dawało się opisać słowami przynajmniej nie zwykłemu śmiertelnikowi. Choć zdarzali się tacy wielcy tego świata, którzy potrafili o tym mówić, czy też o nim śpiewać. Byli to “aniołowie szarej rzeczywistości”- jednym słowem artyści. Sam nie wiem czemu zacząłem nucić sobie pod nosem fragment piosenki Marka Grechuty:  
 
“Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, 
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;  
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,  
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam  
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:  
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?  
 
Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu 
W myśli twojego odnowić obrazu; 
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,  
Że on jest zawsze blisko mej pamięci. 
I znowu sobie powtarzam pytanie:  
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?” - No właśnie, to były te pytania, na które musiałem znaleźć odpowiedź. Tylko, gdzie ich szukać? 
 
Postanowiłem poszukać odpowiedzi tam, gdzie człowiek zawsze szuka pomocy w sytuacjach bez wyjścia. Tak, postanowiłem pójść do kościoła. 
 
W poszukiwaniu tychże odpowiedzi bardzo mi pomógł pewien młody zakonnik. 
 
Ojciec Sergiusz Michalak dawniej po prostu Jacek był moim przyjacielem z czasów szkoły średniej. Przez cały okres licealny wszyscy w klasie zazdrościliśmy mu tych bezgranicznych pokładów duchowości. Co bardziej uszczypliwi określali Jacka mianem “braciszka” bo zawsze był on “w drodze” do, albo też z kościoła. Jednak kiedy bezpośrednio po maturze Jacek złożył papiery z prośbą o przyjęcie go do męskiego zgromadzenia zakonnego Faustynów i o dziwo został przyjęty wprawił całe swoje otoczenie w głębokie osłupienie. 
 
Mimo jawnego sprzeciwu swoich rodziców Jacek konsekwentnie 
realizował swoje zamierzenia. Ta konsekwentność sprawdziła się aż do tego stopnia ,że studia teologiczne zrobił w przeciągu 2 i pół roku .Natomiast jego nad wyraz dojrzała duchowość umożliwiła mu dwie rzeczy pierwsza to utwierdzenie się w prawdziwości powołania zakonnego, a druga to wystosowanie pisemnej prośby do ojca przeora w sprawie umożliwienia mu złożenia wcześniej profesji wieczystej. Takie zezwolenie otrzymał i rok temu uroczyście przyjął imię Sergiusz. Co ciekawe na tej uroczystości nie było jego rodziców . Niemniej miałem to szczęście wziąć udział w tej uroczystości, mało tego została mi obieca celebracja mego ślubu właśnie przez ojca Sergiusza.  
 
Ciekawe jak kochany “braciszek” przyjmie te wieści ,które mu przynoszę ? 
 
Pojawiłem się w “Faustyneum ” – tak określano teren wokół domu zakonnego wraz z samym domem - w sobotę około 13 :00. Dom ten był otoczony lasem, wokoło domu0 znajdowały się asfaltowe alejki ławki i miejsca zadumy. Całość ogrodzona była metalowym ogrodzeniem z klasyczną furtą z dzwonem .Pociągnąłem więc za sznurek i rozśpiewał się dzwon dając znak o przybyciu nowego wędrowca. Nagle otwarła się furta i zostałem przywitany następnymi słowy: 
 
- Wiara i miłość, niech będą z Tobą na wieki.  
- I z Tobą bracie.  
- Czym mogę służyć?  
- Poszukuje ojca Sergiusza.  
- Czy spodziewa się pańskiego przybycia?  
- Nie, nie byliśmy umówieni.  
- Proszę chwilę zaczekać, zaraz go zawołam .- odszedł.  
 
Usiadłem w słonecznym miejscu ,tak aby mieć na widoku schody i móc jednocześnie zażywać dobroci kąpieli słonecznej. Niemniej jednak nie miałem zbyt wiele czasu na rozkoszowanie się słońcem, gdyż po niecałych 10 minutach po schodach “Faustyneum ”schodził po woli on. 
 
Czarnooki , chudy, wysoki brunet o niesamowicie promiennym uśmiechu. Ubrany był w białą sutannę z wyszytym brązowym krzyżem . Z krzyża zaś odchodziły dwa promienie błękitny i czerwony. Na piersiach wisiał medalion w kształcie serca z łacińskim napisem : “MIZERYCORDIA DOMINI IN ETERNUM CANTABO”, który po polsku oznacza “TWOJE MIŁOSIERDZIE PANIE BĘDĘ GŁOSIŁ NA WIEKI”, a na palcu serdecznym prawej dłoni widniała złota obrączka. Dodajmy do tego wszystkiego różaniec i odwieczny atrybut pielgrzymstwa czyli sandały, a otrzymamy pełny obraz Faustyna.  
 
Tak odziany zakonnik podszedł do mnie obdarowując mnie najpierw promiennym uśmiechem do czego dochodził niezwykle silny uścisk braterski  
 
- Co za miła niespodzianka .Witaj Piotrze !  
- Witaj ojcze.  
- Piotrze, daj spokój z tymi oficjałami, dla przyjaciół czy w sutannie czy bez sutanny jestem i będę Jackiem.  
- Przepraszam.  
- Nie przepraszaj , tylko się przejdź ze mną na spacer. W końcu musisz mi opowiedzieć wszystko o sobie.  
- Dobrze.- Poszliśmy w stronę brzozowej alejki.  
- Piotrze nie widziałem Cię tak długo, że nie wiem o co pytać więc powiedz co u Ciebie słychać?  
- Wiele się ostatnio wydarzyło i tak naprawdę nie wiem od czego zacząć? Może jakbyś zapytał o konkrety, to byłoby mi łatwiej.  
- Dobrze, spróbuje. Zacznij więc może od swoich poczynań zawodowych. Z tego co pamiętam to wybierałeś się na filozofię?  
- Tak , to prawda. Jestem bardzo zadowolony z wyboru. Wiesz kilka tygodni temu spotkał mnie niesamowity zaszczyt.  
- Co takiego?  
- Kierownik katedry filozofii poprosił mnie na rozmowę.  
- I ...- Jacek spojrzał na mnie zaciekawiony.  
- Zaproponował mi temat pracy magisterskiej.  
- Jaki ?  
- “Istota Boga w myśli filozoficznej romantyzmu”  
- No to pięknie, życzę powodzenia.  
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć – roześmialiśmy się .  
- A jak tam Ania?  
- W porządku.  
- W porządku. Piotrze, co to znaczy?  
- Mam się dobrze i już.  
- Nie rozumiem . Myślałem ,że zjawiłeś się tutaj, aby ustalić ze mną datę ślubu.  
- Widzisz, to nie jest takie proste.. 
- Czemu to?  
- Ania, wyjechała na roczne stypendium do Nowego Orleanu.  
- To się pobierzecie jak wróci za rok.  
- Nie. Po prostu nie będzie ślubu.  
- Ojej!- Jacek ,aż przysiadł z wrażenia na jednej z ławek znajdujących się w alejce. – Co się stało?  
- Proza życia.  
- Jak to rozumiesz?  
- Zwyczajnie, w ten sam dzień, kiedy byłem u pana profesora wróciłem do domu i rozkoszowałem się sukcesem. Dostałem list ...  
- Od Ani?  
- Naturalnie.  
- Co było w tym liście?  
- Najkrócej mówiąc wyznanie  
- Wyznanie, á propos czego?  
- Á propos jej uczuć względem mnie. 
- Jak to?  
- Normalnie przyznała się, że nie mogła znieść samotności i znalazła pocieszenie w ramionach innego. Mało tego to, dodała jeszcze....  
- Tak?  
- Dodała, iż nie ma zamiaru wrócić do kraju. – przysiadłem się do Jacka  
- Biedaczku, to nie masz łatwiej sytuacji  
- No nie, a wiesz co jest najgorsze ?  
- Nie. co takiego ?  
- Najgorsze jest to, że to nie wszystko.  
- A co jeszcze?  
- Po otrzymaniu tego listu miałem “ dołka”.  
- To zrozumiałe, ale co w tym dziwnego?  
- Bo wyjść z tego “dołka” pomogła mi pewna osoba, w stosunku do której zaczynam pałać jakimś nieokreślonym uczuciem i szczerze mówiąc po woli zaczynam czuć się zagubiony.  
- Posłuchaj Piotrze !- Jacek wziął mnie za rękę i tonem pełnym skupienia powiedział : - Jako zakonnik i Twój przyjaciel muszę skomentować w następujący sposób ....  
 
- Jak???  
- Sama egzystencja człowieka jest z jednej strony darem Miłosierdzia Bożego, a z drugiej strony egzystencja staje się swego rodzaju sprawdzianem .  
- Sprawdzianem, czego?  
- Ludzkiej ufności w Miłosierdzie Boże.  
- Sprawdzian ludzkiej ufności w Miłosierdzie Boże – powtórzyłem zaciekawiony .- Co masz na myśli ?- zapytałem po chwili.  
- Człowiek, dotknięty cierpieniem skłony jest sformułować błędne twierdzenie, że Bóg wcale nie jest miłosierny skoro mnie obdarzył takim czy innym nieszczęściem. Ten sam człowiek zadaje sobie pytanie o sens cierpienia, widząc otaczające go szczęście. Tymczasem człowiek cierpiący ma niepowtarzalną szansę dostąpić tego miłosierdzia.  
 
- Jak to?  
- Doświadczenie Bólu jest, czy też powinno być możliwością dostrzeżenie tego co nas omija , gdy jesteśmy zabiegani. Jednym słowem moglibyśmy starać się upodobnić bardziej do Chrystusa, który z pełnym miłosierdziem poddał się woli Ojca i poniósł śmierć na krzyżu ,tylko dla tego, aby inni mogli żyć.  
- Chyba rozumiem., ale nie wiem jak to odnieść do siebie i do tej sytuacji? Czy mógłbyś powiedzieć to jaśniej.  
- Spróbuje. Jeśli Ania napisała do Ciebie list, w którym zostałeś poinformowany o tym ,że nie zdołała wytrwać przy danej Tobie obietnicy bo obiektem jej uczuć stał się nagle ktoś inny i z nim właśnie z niewiadomych przyczyn po krótkim okresie znajomości chce związać swoje życie . - przerwał – Przepraszam jak długo są razem ?  
- Dwa miesiące - odparłem.  
- Widzisz, a więc możemy zaryzykować stwierdzenie ,że Ania swoim listem chciała osiągnąć trzy rzeczy.  
- Jakie ?- zdziwiłem się.  
- Chciała przede wszystkim być z Tobą szczera.  
- O tak, była ze mną szczera ,aż do bólu! – wrzasnąłem .  
- Nie potrzebnie się denerwujesz, bo poza szczerością Ania chciała jeszcze....  
- Tak?  
- Zwalniając Ciebie z danego słowa pragnie twojego szczęścia, a więc nie miej wyrzutów sumienia i wykorzystaj dar miłości zesłany od Boga. Pamiętaj jednak , że nikt nie da Ci “gotowego przepisu na miłość”. Gdyż nie jest ona usłana różami . Nie mniej z teologicznego punktu widzenia nie ma mowy o zdradzie . Masz więc zielone światło, ale decyzje musisz podjąć sam.  
- Dzięki postaram się .  
- W razie potrzeby to wiesz, gdzie możesz szukać pomocy?  
- Tak, wiem i bardzo Ci dziękuje za to.  
- Przestań- zawstydził się - Nie masz za co dziękować.  
- Przecież, robię tylko to ,co każdy “braciszek” robić powinien.-Wymieniliśmy braterski uścisk i opuściłem Faustyneum .  
 
____________________________________________________________________________ |