innastrona // odwiedzony 6317 razy // [xtc_warp szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (13 sztuk)
18:19 / 22.04.2005
link
komentarz (0)
Rozdział VII

Most linowy nad przepaścią


Po tej pamiętnej nocy przeraziłem się. Najpierw siebie, potem otoczenia, a na końcu tego uczucia, które zaczynało ogarniać mnie bez reszty . Co ciekawe tego nie dawało się opisać słowami przynajmniej nie zwykłemu śmiertelnikowi. Choć zdarzali się tacy wielcy tego świata, którzy potrafili o tym mówić, czy też o nim śpiewać. Byli to “aniołowie szarej rzeczywistości”- jednym słowem artyści. Sam nie wiem czemu zacząłem nucić sobie pod nosem fragment piosenki Marka Grechuty:

“Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?

Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu;
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?” - No właśnie, to były te pytania, na które musiałem znaleźć odpowiedź. Tylko, gdzie ich szukać?

Postanowiłem poszukać odpowiedzi tam, gdzie człowiek zawsze szuka pomocy w sytuacjach bez wyjścia. Tak, postanowiłem pójść do kościoła.

W poszukiwaniu tychże odpowiedzi bardzo mi pomógł pewien młody zakonnik.

Ojciec Sergiusz Michalak dawniej po prostu Jacek był moim przyjacielem z czasów szkoły średniej. Przez cały okres licealny wszyscy w klasie zazdrościliśmy mu tych bezgranicznych pokładów duchowości. Co bardziej uszczypliwi określali Jacka mianem “braciszka” bo zawsze był on “w drodze” do, albo też z kościoła. Jednak kiedy bezpośrednio po maturze Jacek złożył papiery z prośbą o przyjęcie go do męskiego zgromadzenia zakonnego Faustynów i o dziwo został przyjęty wprawił całe swoje otoczenie w głębokie osłupienie.

Mimo jawnego sprzeciwu swoich rodziców Jacek konsekwentnie
realizował swoje zamierzenia. Ta konsekwentność sprawdziła się aż do tego stopnia ,że studia teologiczne zrobił w przeciągu 2 i pół roku .Natomiast jego nad wyraz dojrzała duchowość umożliwiła mu dwie rzeczy pierwsza to utwierdzenie się w prawdziwości powołania zakonnego, a druga to wystosowanie pisemnej prośby do ojca przeora w sprawie umożliwienia mu złożenia wcześniej profesji wieczystej. Takie zezwolenie otrzymał i rok temu uroczyście przyjął imię Sergiusz. Co ciekawe na tej uroczystości nie było jego rodziców . Niemniej miałem to szczęście wziąć udział w tej uroczystości, mało tego została mi obieca celebracja mego ślubu właśnie przez ojca Sergiusza.

Ciekawe jak kochany “braciszek” przyjmie te wieści ,które mu przynoszę ?

Pojawiłem się w “Faustyneum ” – tak określano teren wokół domu zakonnego wraz z samym domem - w sobotę około 13 :00. Dom ten był otoczony lasem, wokoło domu0 znajdowały się asfaltowe alejki ławki i miejsca zadumy. Całość ogrodzona była metalowym ogrodzeniem z klasyczną furtą z dzwonem .Pociągnąłem więc za sznurek i rozśpiewał się dzwon dając znak o przybyciu nowego wędrowca. Nagle otwarła się furta i zostałem przywitany następnymi słowy:

- Wiara i miłość, niech będą z Tobą na wieki.
- I z Tobą bracie.
- Czym mogę służyć?
- Poszukuje ojca Sergiusza.
- Czy spodziewa się pańskiego przybycia?
- Nie, nie byliśmy umówieni.
- Proszę chwilę zaczekać, zaraz go zawołam .- odszedł.

Usiadłem w słonecznym miejscu ,tak aby mieć na widoku schody i móc jednocześnie zażywać dobroci kąpieli słonecznej. Niemniej jednak nie miałem zbyt wiele czasu na rozkoszowanie się słońcem, gdyż po niecałych 10 minutach po schodach “Faustyneum ”schodził po woli on.

Czarnooki , chudy, wysoki brunet o niesamowicie promiennym uśmiechu. Ubrany był w białą sutannę z wyszytym brązowym krzyżem . Z krzyża zaś odchodziły dwa promienie błękitny i czerwony. Na piersiach wisiał medalion w kształcie serca z łacińskim napisem : “MIZERYCORDIA DOMINI IN ETERNUM CANTABO”, który po polsku oznacza “TWOJE MIŁOSIERDZIE PANIE BĘDĘ GŁOSIŁ NA WIEKI”, a na palcu serdecznym prawej dłoni widniała złota obrączka. Dodajmy do tego wszystkiego różaniec i odwieczny atrybut pielgrzymstwa czyli sandały, a otrzymamy pełny obraz Faustyna.

Tak odziany zakonnik podszedł do mnie obdarowując mnie najpierw promiennym uśmiechem do czego dochodził niezwykle silny uścisk braterski

- Co za miła niespodzianka .Witaj Piotrze !
- Witaj ojcze.
- Piotrze, daj spokój z tymi oficjałami, dla przyjaciół czy w sutannie czy bez sutanny jestem i będę Jackiem.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj , tylko się przejdź ze mną na spacer. W końcu musisz mi opowiedzieć wszystko o sobie.
- Dobrze.- Poszliśmy w stronę brzozowej alejki.
- Piotrze nie widziałem Cię tak długo, że nie wiem o co pytać więc powiedz co u Ciebie słychać?
- Wiele się ostatnio wydarzyło i tak naprawdę nie wiem od czego zacząć? Może jakbyś zapytał o konkrety, to byłoby mi łatwiej.
- Dobrze, spróbuje. Zacznij więc może od swoich poczynań zawodowych. Z tego co pamiętam to wybierałeś się na filozofię?
- Tak , to prawda. Jestem bardzo zadowolony z wyboru. Wiesz kilka tygodni temu spotkał mnie niesamowity zaszczyt.
- Co takiego?
- Kierownik katedry filozofii poprosił mnie na rozmowę.
- I ...- Jacek spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Zaproponował mi temat pracy magisterskiej.
- Jaki ?
- “Istota Boga w myśli filozoficznej romantyzmu”
- No to pięknie, życzę powodzenia.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć – roześmialiśmy się .
- A jak tam Ania?
- W porządku.
- W porządku. Piotrze, co to znaczy?
- Mam się dobrze i już.
- Nie rozumiem . Myślałem ,że zjawiłeś się tutaj, aby ustalić ze mną datę ślubu.
- Widzisz, to nie jest takie proste..
- Czemu to?
- Ania, wyjechała na roczne stypendium do Nowego Orleanu.
- To się pobierzecie jak wróci za rok.
- Nie. Po prostu nie będzie ślubu.
- Ojej!- Jacek ,aż przysiadł z wrażenia na jednej z ławek znajdujących się w alejce. – Co się stało?
- Proza życia.
- Jak to rozumiesz?
- Zwyczajnie, w ten sam dzień, kiedy byłem u pana profesora wróciłem do domu i rozkoszowałem się sukcesem. Dostałem list ...
- Od Ani?
- Naturalnie.
- Co było w tym liście?
- Najkrócej mówiąc wyznanie
- Wyznanie, á propos czego?
- Á propos jej uczuć względem mnie.
- Jak to?
- Normalnie przyznała się, że nie mogła znieść samotności i znalazła pocieszenie w ramionach innego. Mało tego to, dodała jeszcze....
- Tak?
- Dodała, iż nie ma zamiaru wrócić do kraju. – przysiadłem się do Jacka
- Biedaczku, to nie masz łatwiej sytuacji
- No nie, a wiesz co jest najgorsze ?
- Nie. co takiego ?
- Najgorsze jest to, że to nie wszystko.
- A co jeszcze?
- Po otrzymaniu tego listu miałem “ dołka”.
- To zrozumiałe, ale co w tym dziwnego?
- Bo wyjść z tego “dołka” pomogła mi pewna osoba, w stosunku do której zaczynam pałać jakimś nieokreślonym uczuciem i szczerze mówiąc po woli zaczynam czuć się zagubiony.
- Posłuchaj Piotrze !- Jacek wziął mnie za rękę i tonem pełnym skupienia powiedział : - Jako zakonnik i Twój przyjaciel muszę skomentować w następujący sposób ....

- Jak???
- Sama egzystencja człowieka jest z jednej strony darem Miłosierdzia Bożego, a z drugiej strony egzystencja staje się swego rodzaju sprawdzianem .
- Sprawdzianem, czego?
- Ludzkiej ufności w Miłosierdzie Boże.
- Sprawdzian ludzkiej ufności w Miłosierdzie Boże – powtórzyłem zaciekawiony .- Co masz na myśli ?- zapytałem po chwili.
- Człowiek, dotknięty cierpieniem skłony jest sformułować błędne twierdzenie, że Bóg wcale nie jest miłosierny skoro mnie obdarzył takim czy innym nieszczęściem. Ten sam człowiek zadaje sobie pytanie o sens cierpienia, widząc otaczające go szczęście. Tymczasem człowiek cierpiący ma niepowtarzalną szansę dostąpić tego miłosierdzia.

- Jak to?
- Doświadczenie Bólu jest, czy też powinno być możliwością dostrzeżenie tego co nas omija , gdy jesteśmy zabiegani. Jednym słowem moglibyśmy starać się upodobnić bardziej do Chrystusa, który z pełnym miłosierdziem poddał się woli Ojca i poniósł śmierć na krzyżu ,tylko dla tego, aby inni mogli żyć.
- Chyba rozumiem., ale nie wiem jak to odnieść do siebie i do tej sytuacji? Czy mógłbyś powiedzieć to jaśniej.
- Spróbuje. Jeśli Ania napisała do Ciebie list, w którym zostałeś poinformowany o tym ,że nie zdołała wytrwać przy danej Tobie obietnicy bo obiektem jej uczuć stał się nagle ktoś inny i z nim właśnie z niewiadomych przyczyn po krótkim okresie znajomości chce związać swoje życie . - przerwał – Przepraszam jak długo są razem ?
- Dwa miesiące - odparłem.
- Widzisz, a więc możemy zaryzykować stwierdzenie ,że Ania swoim listem chciała osiągnąć trzy rzeczy.
- Jakie ?- zdziwiłem się.
- Chciała przede wszystkim być z Tobą szczera.
- O tak, była ze mną szczera ,aż do bólu! – wrzasnąłem .
- Nie potrzebnie się denerwujesz, bo poza szczerością Ania chciała jeszcze....
- Tak?
- Zwalniając Ciebie z danego słowa pragnie twojego szczęścia, a więc nie miej wyrzutów sumienia i wykorzystaj dar miłości zesłany od Boga. Pamiętaj jednak , że nikt nie da Ci “gotowego przepisu na miłość”. Gdyż nie jest ona usłana różami . Nie mniej z teologicznego punktu widzenia nie ma mowy o zdradzie . Masz więc zielone światło, ale decyzje musisz podjąć sam.
- Dzięki postaram się .
- W razie potrzeby to wiesz, gdzie możesz szukać pomocy?
- Tak, wiem i bardzo Ci dziękuje za to.
- Przestań- zawstydził się - Nie masz za co dziękować.
- Przecież, robię tylko to ,co każdy “braciszek” robić powinien.-Wymieniliśmy braterski uścisk i opuściłem Faustyneum .

____________________________________________________________________________