11:04 / 19.10.2001 link komentarz (4) | To było tuż przed ostatnią niedzielą. Jose Rodriguez Montoya leżał w ubraniu wyciagnięty na starym, twardym łóżku. Nieogolony, trochę jednak zaniedbany, bo noc zaczęła się późno, a końca jej nie było widać. Julia zniecierpliwiona mówiła pod nosem: - Znowu to samo, zawsze to samo, zawsze tak jest. I nigdy nie chcesz póść ze mna do Katedry. Nawet na 12.00 nie jestem Cię w stanie wyciągnąć.
Jose w półśnie, w półmroku niekończącej sie nocy słyszał utyskiwania Julii. Dlatego powiedział całkiem głośno, choć wyłącznie do siebie:
- Bo jeśli chodzi o Boga, bo jeśli chodzi o wiarę - szemrał - to jestem im obojętny. Bóg, wiara... Te zjawiska mnie nigdy nie dotyczyły.
I rzeczywiście - Jose Rodriguez Montoya nigdy, ale to nigdy nie zajął się Bogiem.
. |