00:43 / 01.07.2005 link komentarz (8) | nienawidzę filmów z happy endem, psują one moje realne postrzeganie wszechrzeczy i jeszcze jednej rzeczy jak szalona nienawidzę, odgrzebywania dawno spalonych mostów, bo komuś akurat brakuje zabawy, ajć
i jeszcze tego co zawsze ;) małostkowych ludzi, obłudy-hipokryzji, kłamstw, braku szacunku i kultury etece, etece
poza tym wszystko w porządku
'don't say a word' okazał się kolejnym filmem bez najmniejszego sensu, same happy endy, źli martwi, dobrzy szczęśliwy, rodzina w komplecie, cacy i delux
lepiej jednak było trzeba obejrzeć po raz trzeci 'american beauty' przynajmniej 'mniej oklepany' koniec i świetna sekwencja z reklamówką, tańczącą niczym dziecko na wietrze (update na 'życzenie' wielboundka -> wyraża to wątpliwość naszego losu, jego kruchość i nieralność, słabość i wiszący wiatr niczym fatum, miecz Demoklesa... może też wyrażać tęsknotę dziecka do ojca, do matki, do miłości, do świata, wyciągnięte ręcę niczym 3/4 wiary w to, że można w końcu osiągnąć cel, że można dotrzeć...)
coraz bardziej przekonuję się do miłości osób tej samej płci (update -> że miłość nie kończy się na dwóch osobach różnej płci, że równie ważna jest ta miłość między przyjaciółmi itd. i że każdy ma inną definicję miłości, lecz każda jest piękna, wyjątkowa i niepowtarzalna... nie można psuć żadnej, należy tylko pamiętać, że łączy się ona z odpowiedzialność, wolnością i tolerancją....) |