05:29 / 30.09.2005 link komentarz (3) | Im przyjemniej mi sie w zyciu robi, tym mniejsza mam potrzebe puszczania mysli w eter. Prawdopodobnie cierpie na stereotypowo polska przypadlosc - jak nie ma na co ponarzekac, to po cholere w ogole mlaskac jezorem. Albo tez na stereotypowo polnocno amerykanska bolaczke - im wiekszy dobrobyt, tym mniejsza potrzeba myslenia.
Wszystko mi sie (tfu, tfu, w niemalowane) poukladalo jak w podreczniku. Pomijajac byc moze fakt, ze koncze studia z poczuciem kompletnej porazki i swiadomoscia, ze wybralam absolutnie idiotyczny kierunek. Na szczescie jednak poziom mojej satysfakcji ze studiow jest odwrotnie proporcjonalny do wartosci, jaka studiom jako takim przypisuje, w sensie nierynkowym, oczywista. Nie wiem, co mi po lbie chodzi wlasciwie. Chyba jakies podsumowania. Cos sie zdecydowanie skonczylo.
Marzy mi sie superekstramegawyjebisty odkurzacz, zaslonki dobrane do koloru kanapy i troche swietego spokoju. O innych takich, co mi sie marza nie wspomne. Obudzil mi sie calkowity wstret do ekshibicjonizmu w kazdej formie.
A to wszystko pewnie tylko przerywnik w chaosie. |