07:26 / 07.10.2005 link komentarz (3) | 6:50 siadam do komputera. Nawrót choroby spowodowany powrotem w złe środowisko? Jak ćpun po 4-letniej kuracji, spotykający nagle kolegę dilera podczas krótkiej wizyty w rodzinnym mieście.
Mglista noc, własny pokój, nieograniczony dostęp.To kusi. Spać nie mogę od 2 godzin. Turlam się, czytam książkę i nic.Nie zasypiam. Za dużo myśli, za dużo wrażeń.
Przy Kapuścińskim wymiękłam jakieś 30 minut temu.Narastająca kaskada myśli, frustracja i wściwekłość nie do powstrzymania smusiły mnie do odłożenia na szafkę, czy jak mówi moja babcia etażerkę "Autoportretu reportera".Czytając przygotowuję się do swojej pracy magisterskiej z etyki reportażu. I nie mówię, że Rysio jest zły,bo jest świetny i właśnie dlatego nie da się go czytać o 5:00 rano. Wstałam z mocnym postanowieniem wysadzenia w powietrze siedziby TVN24 ze szczególnym uwzględnieniem studia "Rozmów w toku" oczywiście, bo ostateczną wizytówką banalizacji świata stały się pointy Ewy Drzyzgi (kto by kurwa przypuszczał, że każda moneta ma dwie strony- tę z cyferką i tę z orzełkiem, co nie? -do tego się to metaforycznie sprowadza).
Smutna myśl, że mając wspaniałego męża i cudownego syna nigdy nie bedę korespondentem zagranicznym, do niedawna był to mój plan awaryjny na wypadek klęski miłosnej. Specjalizacja- kraje arabskie. Ale teraz juz nie ma klęski miłosnej. Jesteśmy my dwoje i nasze dziecko i już tak zostanie na dobre, na złe, na chujnie i zajebistość (jakby to napisali postmoderniści- mam już dosyć tej literatury, dosyć przekleństw jebania, ruchania, gwałcenia, pierdolenia, smrodu, żydówek, zajebanych pracodawców i chuj wie czego jeszcze, dlatego cudowną odtrutką staje się na przykład Dubravka Ugresic).
I nie ma opcji, żeby spędzić kilka lat na tułaczce po Syriach, Jordaniach, Libiach i innych, żeby w praktyce wykazać się znajomością arabskiego na poziomie podstawowym (czytanie+piasnie+rozumienie+mówienie). Koniec. Przez najbliższe 15-20 lat mogę pisać o wsi polskiej conajwyżej i to maksimum egzotyki na jakie osoba z rodziną może sobie pozwolić. W zasadzie nie osoba, precyzyjniej- osoba płci żeńskiej z dzieckiem i mężem. Ostatecznie kobiety nie porzucają męzów i dzieci dla swoich chmurnych-durnych ideałów(pomijam oczywiście literackie wyjątki, motywy femme fatale w literaturze rosyjskiej mogą stanowić doskonały kontrprzykład).
Teraz myślę o ostatnim dniu z synem takim jaki jest. Wczoraj po raz pierwszy wspiął się po kanapie i staną na swoich chybotliwych nóżkach. Dwa razy. Zapewne, kiedy wrócimy będzie już przmeykał na czterech i dwóch nogach. Z asekuracją, lub bez niej. Będzie mówił więcej niż "mama" "tata" "dada" "da" "au" "bah"(nieme ha). I nie pytajcie czy to ludzkie. HWDP. Ja mam swoje mozliwości psychiczne- wyczerpały się w lipcu zeszłego orku i od tego czasu ledwo jadę na rezerwie. Przeszłam przez półroczną depresję poporodową, co oznaczało zasypywanie marzeniami olbrzymiej wyrwy, przepaści, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w środku mnie i ZIAŁA. Ciągle pracuję, studiuję, oddałam nawet indeks w pierwszym terminie. A teraz chcę odpocząć. Od syna juz najmniej(jako niemal dorosły mężczyzna, który już prawie chodzi jest jeszcze cudowniejszy niż był w chwilę po urodzeniu), choć początkowo- w styczniu- dałabym wszystko, by nie musieć być matką na pełen etat. Kto tego nie doświadczył niech zamilczy, bo wszelkie komentarze są nie na miejscu... Muszę się zregenerować, bo inaczej rozpętam krwaką rewolucję na ulichach stolicy.
Czas na chillout, czas na odrobinę szaleństwa. W pierwszych dniach wyjazdu wypadają moje urodziny. Już 22-gie. Większość prezentów otrzymałam wcześniej. Najcudowniejszy od Lubego- ostatni RJD2 oraz pack Kill-Billa. Oczywiście zawsze mógłby to być pierścionek zaręczynowy, ale już tak jest ten świat pomyslany, że kobietom wiecznie się wydaje, że już czas, a mężczyznom, że jeszcze nie.
Cały zeszły tydzień spędziłam na iście babskich przygotowaniach do wyjazdu. Byłam na zakupach z teściową, dostałam dwie spódnice, kupiłam od babci płaszcz, rozjaśniłam włosy, wszystko po to, żeby być całkiem-całkiem w naszej podróży przedślubnej. Oczywiście matka lustrując wszystko stwierdziła, że jasne włosy są beznadziejne i lepiej mi w ciemniejszych, że w spódnicy wygladam na 10 kilo więcej, a wogóle to wszystko na opak i nie powinnam (tradycyjnie to powtarza) nosić do tego takich sportowych butów. Kurwa. Ależ by się sprawdziła jako selekcjonerka na bramce jakiegoś bohemiarskiego cafe-klubu. No ja pierole. Przez jeden tydzień w roku człowiek zmaienia się w stereotypową kobietę, a na koniec taka przykrość.
Następnym razem nie będę tracić pół godziny na rozczesanie włosów i 10 minut na wyprasowanie ubrania, tylko będę wyglądac normalnie i jak codzień (jakaś ty niechlujnie ubrana, gruba, nieumalowana, rozczochrana, nie możesz wygladać jak kocmołuch).
Przeżywam to, naprawdę.
Ale już dobrze. Wystarczy o mamie.Na koniec i tak przyjdzie i wyjęczy swoje "Moooja biedna mała córeeeeczka"
Beeee. Beeee.
Dobrym lekarstwem jest po prostu włączenie sobie czegoś przyjemnego. "Sice we last spoke" to jest to.
Chcialam przepełnić się irytacjąpatrząc jak stan mojego konta uparcie wynosi -8 zł, ale neistety wspaniały wirtualny portal mojego banku umożliwiający mi połączenie się z każdego miejsca na świecie nie działa.
Na takie sytuacje mam gdzieś stary onyx, nie żebym była zajarana warstwą liryczno-muzyczną, ale po prostu ma duży ładunek energetyczny i można odreagowac świetnie to wszystko.
Że media kłamią, ze ludzie są złośliwi, że sen jest wredny i nie przychodzi juz do mnie nad ranem i tak dalej. ale jutro o tej porze będziemy już w drodze do Genewy, pojutrze, do Barcelony, popojutrze będziemy spać, a popopojutrze... (ups, jeszcze nie nauczyłam sie planu wyjazdu na pamięć, cóż za niedopatrzenie- idę zakuwać)
|