20:33 / 13.10.2005 link komentarz (0) | Wiiiind of change?
Ja tu o pierdolach, a tak naprawde to.... cos sie
we mnie zmienia - a raczej ja sama sie zmieniam.
Nastawienie do zycia, rzeczywistosci, samej siebie...
Coraz mniej mnie obchodzi co sie dzieje w wielkim
swiecie. Coraz mniej mnie to szarpie.
Patrze z dystansu, troche z poblazliwoscia, jak pasterz
na swoje owieczki, chociaz I swear nie mam zapedow
na boga :)
Robie sie bardziej samodzielna - psychicznie.
Finansowo niby jestem, ale to taka samodzielnosc
palcem na wodzie pisana. Strace prace i dupa.
Dlatego cel jest jasny - poprawic kwalifikacje wlasne
i wywindowac na sie na poziom zarobkow w okolicach
six figures tak zwanych (czyli okolo stu tysiecy dolcow
rocznie brutto).
Pieniadze szczescia nie daja, ale z pieniedzmi o szczescie znacznie latwiej...
Przyzwyczajam sie do zycia samotnego - jak dla mnie novum, bo od czasu od kiedy skonczylam 17 lat ciagle
z jakims chlopem bylam/zylam, przerwy od zwiazkow
bywaly dosc krotkie.
Teraz niby jestem "oficjalnie" z panem as, ale tak naprawde
to zyjemy jak dwoje doroslych samodzielnych ludzi,
z ktorych kazdy ma wlasna wizje....ot, kochankowie.
Takie zycie nie jest zle. Latwiej znosic porazki i
latwiej sie cieszyc - kiedy nie jest sie zaleznym od
nikogo.
Jak na ironie teraz wlasnie, gdy mi wiekszosc panow
zwisa (lagodnie mowiac) wala tabunami niemalze.
Czyzby czuli pismo nosem? Ze oto kobita, nie taka najbrzydsza, majaca poukladane we lbie, samodzielna,
dojrzala, dosc inteligentna - no i tak kobita nie dosc,
ze nie chce dzieciaka, rodziny to nawet faceta na stale.
W sam raz, nie?
Hehehe. |