|
Padam z nóg, powiedział deszcz moczu. Dzień z dupy, jak bobek, ale nie ten co mówił "kici kici skurwysynku", nic ciekawego się nie wydarzyło jakbym Luz Marię oglądał, bo w Familiadzie to nawet czasem zabawnie jest jak jeden idiota gorszy od drugiego palnie jakąś bzdurę. Ziombel dzisiaj kostkę skręcił, a nawet bletki nie miał, spuchło trochę prawie jak makaron po zalaniu wodą, ale nie na tyle żeby buta nie założył, chociaż słońce świeciło. Mam się zabrać za coś, ale coś mnie odrzuca, więc zabiorę się za chwilę jak skończę pisać, chociaż mi się nie chce (zabierać, a nie pisać). Co do Boba to nie chciałoby mi się zabierać za to coś nawet jakby Marley wyszedł zza winkla i powiedział rubasznym głosem "Ho ho ho and the bottle of rum", bo wolałbym biedronę na ziemi walnąć.
Chuj chuj chuj, widzę to coś przed sobą a myśli tup tup w inną stronę, niezłe buty. Nie Cormaxy szajs tak na maxi.
Chłodno rano. Czemu nie mam osobistego eskimosa z przyrdzewiałym aczkolwiek ciepłym kaloryferem pod pachą? Mogłoby się w nim nawet całe plemię etiopskie ukrywać byleby grzał, bo bez sensu jak się kurczy.
Ej, serio się nie obrażę jak skomentujesz, tylko zryj.
|
|
|