[Rozmiar: 29777 bajtów]
2006.02.20 21:45:58 link komentarz (15)
WeAreBack!!!

To podobnie jak my, też wracamy, po dość długie abstynencji melanżowej podjeliśmy wspólnie decyzje że w ten weekend wybierzemy się w miasto. Padło na prestiżowy Cube.

W sumie ustawka była 18.20, no w sumie, inaczej, teoretycznie była 18.20. Bo ja parenaście minut po "ustawnejgodzinie" siedziałem w Busie, który wiózł mnie do Aleksandrowa. Po szybkich piwkach, tramwaj lini 5, cała 6 osobowa ekipka na tyłach wagonu, liczyła ilość pozostałych przystanków do dawnego kina Świt, któremu teraz przypisano duży szyld z napisem "C".

Spójrz kilkanascie lini niżej "Waż do wejścia sięgał jakiś 10 metrów.", trafiamy we wnęke gdzie przy ostaniej imprezie stały tłumy, teraz cisza, jakieś wyrostki popijające ostatnie miarki wódki, wlewające w siebie resztki piwa, ale nie waliły tłumy, drąc się jeden przez drugiego, który to teraz ma wejść. Ewidentnie połowinki to nie były. Jest ryzyko - jest zabawa. Wchodzimy.

W przeciwieństwie do poprzedniego melanżu, na parkiecie nie było nikogo, a mojej precepcji coś mówiło: "-No, dość łatwo pozbyłeś się 12 złotych", pół godziny później było gorzej: "-Straciłeś 12 złotych". Panienek też nie było za bogato, a co ciekawsze były "narkolubne" i dawały Ci swój numer za 2 piguły.

Pozwoliłem sobie na obszerny rekonesans klubu (co w poprzedniej notce utrudniał troche natłok ludzi), dwupiętrowe spore pomieszczenie, pięciobarowe, z wycentralizowanym stanowiskiem dj'a, wysuniętą płytko estradą, i wykafelkowanym parkietem. Imponująco wymarmurowe ściany pokrywają smużki wody, lokal jest ogrzewany, mimo iż atmosfera tam jest bardzo gorąca.

Uczucie starty finansowej mineło po zmianie dj'a, usłyszeliśmy głośne: “Hey Cube! Please bring some noise!”, po czym: Hands up!. Parenaście sekund później na parkiecie byłem i ja. Jeżeli byłeś/byłaś, to skojarz człowieka który najbardziej komicznie tańczył, po prostu nie sposób pomylić. Pot pokrywał mnie jak kropeli wody marmurowe filary klubu. Akustyka Cuba jest tak solidna że nie którzy z ekipy do dziś mają szumy w uszach, to Cie w takich chwilach napędza, i nawet takiego laika tańca jak ja ciężko powstrzymać.

Po wyjściu szybka ewaluacja, zasiedliśmy w taksówce pełni wyrzutów sumienia. Nasze zasoby finansowe starczyły wyłącznie na pokrycie trasy Kilińskiego – Żabieniec.
Było naprawde nieźle, muzyka odpowiadała moim bardzo wybrednym uszą, nogi też ją polubiły, dziś łydki choruja na wysokie stężenie kwasu mlekowego w mięśniach. Pewnie byłoby ekstra gdyby nie brak mojego mistrzowskiego składu, gdzie byłeś Psycho Groszku, co robiłeś Nielacie, czemu nie piłeś z nami K**rze?

Pozdrowienia dla kobiet, dziś sto lat dla jednej z nich!

"...bitches, baloons, bacardi and weed..." -Julez Santana






Archiwum