I znowu kolejny tydzien. Ehhh jak te dni szybko leca. Weekend calkiem OK, znaczy moglby byc jeszcze bardziej OK ale mnie chyba jakies fatum ostatnio przesladuje, bo nie ma chyba dnia, ktory bylby w calosci OK, zawsze musi byc jakis kwas i macenie wody bo zawsze sie znajdzie jakis powod, do glupich dyskusji i tak dalej. Juz mi sie chce zygac na sama mysl o problemach dnia kolejnego, powoli mam chyba dosc i zaczynam sie wypalac. Dziwna rzecz, mianowicie lepiej mi jest w pracy nizeli w domu. Tam wiem, ze nawet jak ktos zglasza jakis problem to jest on do rozwiania, nie jest to problem wyssany z palca ale prawdziwy, na ktory od razu mozna znalezc rozwiazanie lub obrac droge prowadzaca do rozwiania.
Zawsze stawialem na szczerosc i nie owijanie w przyslowia bawelne, a ostatnie dni raczej bardziej motywuja nie do klamstwa, co tak naprawde jest w gruncie rzeczy chore. No ale tak to jest, czasami sa ludzie ktorzy wola uslyszec slodkie klamstwo nizeli prawde.
Czuje sie osaczony, ciagle ktos cos ode mnie chce, poza praca czuje wieksza presje nizeli w pracy, wiec co za tym idzie w pracy czuje sie lepiej nizeli poza nia. Wiem wiem... idiotyczne ale co zrobic. Lubie sobie zyc powoli, nie szkodzac nikomu ale widocznie narazie mi to nie jest pisane.
Odebralem w sobote dyplom, tu oczywiscie sytuacja tez byla problematyczna, bo jakze by inaczej. Magda oczywiscie zrobila teatrzyk i oburzyla sie czemu to ide sam na rozdanie dyplomow a jej nie biore, w gruncie rzeczy teraz zamiast mile wspominac rozdanie dyplomow i zakonczenie studiow to bede mial juz pewnie do konca zycia przed oczami ten mini show.
Cos mi sie wydaje, ze potrzebuje odpoczynku, takiej izolacji na jakis tydzien lub dwa bo jak tak dalej pojdzie w tym kierunku w ktorym teraz to wszystko zmierza, czyli ciaglych niczym nieuzsadnionych i blachych pretensji kierowanych w moja strone, to raczej nie bedzie kolorowo...
|