2006.04.22 00:15:34 link komentarz (9) | Jeżeli chodzi o wyciszenie - to chyba tych - którzy protestowali przed wyprawieniem Ob-lanego Poniedziałku w powszechnie uznawanym Cubie, właściwe to uzbierał się całkiem solidny Drin Team, który swojego dygusa zaczął od pokaźnego zroszenia gardła. Litr na czterech (oprócz mnie, Nielat, Groszek, Jeż, kobiety), na pusto z gwinta, imprezy po gwintach słabo sobie przypominam, dlatego łyki brałem dokładnie “wymiarkowane”. Ironią losu, dla mnie zabrakło już przepysznej truskawkowej wody mineralnej, to też ostatnie detalicznie ważone w jamie ustnej miarki, przepijałem złocistą Warką Strong. Ekipa której w której już promilie zaczynały wykazywac tendencje rosnącą, rozpoczeła grę w basket, co mnie zupełnie nie zdziwiło, patrząc po ich stanie świadomości. Wreszcie kiedy uznali, że najwyższy czas, udaliśmy się w lekkiej rozsypce (na kobiety to można czekać wiecznie) na przystanek. Pod sam Cube, dojechaliśmy bez przeszkód, a do Cube' owej szatni, dostaliśmy się bez kolejki, przy Cube'owym barze nie czekaliśmy długo na inauguracyjnego Wściekłego Psa, po którym zabawa rozkręciła się już ostatecznie. Przez cały melanż wypatrywałem z wysokości (szczerze zażenowany doborem przez dj'a traczyn) kobiet, oraz śledziłem poczynania reszty z naszej ekipy szturmującej klub, moim kąskiem raz, po raz padał browar. Nie często schodziłem na parkiet, a już później niemal w ogóle, gdy usłyszałem klubową aranżacje Maccareny, Nielat z koleji częściej - lecz na krótko - podrywał się do tańca. A gdy już naprawde zasapał się po jednym z względnych numerów, rozsiadł się wygodnie na krześle, jego lenistwo tak rozjuszyło sprzątaczke, że o mały włos nie doszło do awantury, na szczęście mimo wysokiego stężenia procentowego we krwi, posilił się na jej zmrożenie, odpuszczając awanturniczce. Przez całe siedem godzin w klubie, zwróciły moją uwage dwie dziewczyny, które cechowała, na pierwszy rzut oka, zacna uroda. Groszek i Jeż nie należą do wybrednych i próbowali sił przy każdym wiekszym skupisku miniówek i obcisłych spodni, jeden poprzestał na jakieś klubowiczce i od tego momentu Groszka było o 100% więcej, gdyż cały czas scalony był z wyżej wspominianą niewiastą. Jak się okazało obie przezemnie wypatrzone ślicznoty, były w towarzystwie innych mężczyzn, nastrój poprawiło mi bassowe “Mili państwo, zmiana stylu”, które rozeszło się po wnętrzu, a zaraz po tym usłyszeliśmy upragnione mieszanie drumu z bassem, powyżej tempa 160 bmp. Tym także nie nacieszyłem się długo, gdyż DJ znowu zaczął swoje trudne do zniesienia “melodie moich rodziców” ubarwiać housem. Pod koniec podjeliśmy szczyty - czyli taniec na podium, oraz seria moich pląsów przed posterunkiem grajka, które wydawały mi się najbardziej adekwante do pobrzdękiwań z głośników. I tym zabawnym akcentem zakończyliśmy tany, i ospałym krokiem ruszyliśmy w miasto. Powrotu nie będe kronikował, pozdrowie tych których przypadkiem wybudził mój chory pomysł, pozdrowie również Tytanów, i reszte ekipy szturmującej. Oby następny dyngus był jeszcze bardziej popieprzony. "...dla tych co wolą skończyć z życiem, niż skończyć melanż..." - Ras |